Ashley wstała i podeszła do barierki. Uznałem, że to dobry moment. Podniosłem się i wolno do niej zbliżyłem...
Już miałem położyć ręce na jej biodrach, kiedy lunął deszcz. Staraliśmy się nie zwracać na to uwagi, ale już po chwili byliśmy przemoczeni. Zdjąłem bluzę i rozłożyłem ją nad naszymi głowami. Duża to ona nie jest więc przysunąłem dziewczynę bliżej. Po chwili blondynka kichnęła.
- Wracamy! Jeszcze się przeziębisz. - powiedziałem stanowczo
- Charlie, ale...
- Żadnego 'ale'! - kurcze podoba mi się ta moja stanowczość!
Założyłem bluzę na barki Ashley lekko ją przy tym pociągnąłem, dzięki czemu nasze twarze się do siebie zbliżyły.
~Maggie~
Weszłam do pokoju, żeby się przebrać i pomalować na nowo kiedy coś mi wpadło do głowy. Położyłam się na dywanie i weszłam pod łóżko. Nie chowam się przed Leo. Skąd! Chciałam tylko wyciągnąć deski. Wzięłam oczywiście dwie. Jedną niebieską, drugą różową. Kiedy się już wygramoliłam, a trochę to zajęło, wybiegłam z pokoju i stanęłam przed barierką obok schodów.
- Leo! - krzyknęłam żeby zwrócić jego uwagę, ale chyba się tego nie spodziewał bo podskoczył.
Chłopak odwrócił się w moją stronę z wielkimi oczami. Stałam zwycięsko trzymając po jednej desce w każdej ręce. Potrząsnęłam nimi lekko.
- Umiesz jeździć? - coś nie domyślny jest ten Leondre
- Nie. Pokazuje ci je dla szpanu. - wybuchł śmiechem
Podeszłam do schodów i przygotowałam deski, żeby same zjechały na dół. Tak, zrobiłam to, bo jestem zbyt leniwa by zejść, położyć je bezpiecznie na ziemi i wrócić na górę.
- Łap! - krzyknęłam i puściłam deskorolki w dół.
Brunet wręcz rzucił się na nie ratując przy tym ścianę, która mogłaby ucierpieć. Zaczęłam mu bić brawo.
- W nagrodę ja wybieram która moja. - powiedział ze swoim cudnym uśmiechem
- Niech ci będzie. - udałam obrażoną i podeszłam do drzwi mojego pokoju. Odwróciłam się jeszcze szybko i wysłałam mu buziaka w powietrzu.
Podeszłam do szafy. Szybko znalazłam jakiś strój co mnie mega zdziwiło. Weszłam do łazienki przebrałam się i zrobiłam makijaż na nowo.
Stwierdziłam, że zadzwonię do Ash, bo wychodzimy z domu co oznacza, że będzie pusty i.... że mogłaby to jakoś wykorzystać. Wybrałam numer. Pierwszy sygnał, drugi sygnał, trzeci...
- Halo? - nareszcie
- No hej.
- Wyczucia to ty nie masz.
- Przerwałam wam? - spytałam troszkę smutna.
- Tak troszkę... - ironiczna Ashley powraca!
- Dobra to zadzwonię później.
Rozłączyłam się nie chcąc zabierać im więcej czasu. Zbiegłam po schodach ledwo się na nich nie zabijając i wyszłam przed dom. Na chodniku stał już mój Lew. Hmm... Jaką deskę mógł wybrać piętnastoletni chłopak, który jest rozpoznawalny na ulicy i któremu nie zależy na zdaniu innych? Odpowiedź jest prosta. Niebieską! Nie no żartuję xD Różową. Szczerze mówiąc nie zdziwiłam się za bardzo.
- Leo jesteś pewien, że chcesz jeździć na tej desce? - wskazałam palcem na jego wybór
- Czemu nie? Myślę, że do mnie pasuje. - poprawił aktorsko włosy na co ja wybuchłam śmiechem
- Ale wiesz ona jest...
- Idealna! Miałem wybrać którą chcę i padło na tą.
- Tylko, żeby nie było, że cie nie ostrzegałam.
Stanęłam na Falę i odepchnęłam się nogą. Może się wydawać dziwne, że nadaje imiona moim deskom, ale mam wrażenie, że to daje mi szczęście. Głupie przesądy, ale dla mnie to się sprawdza.
Jechaliśmy gadając i śmiejąc się. Po chwili byliśmy na miejscu. Brunet od razu wspiął się na najwyższą z ramp.
- Czekaj! Ona...
Nie skończyłam, bo Devries zdążył się już rozpędzić. Zanim się obejrzałam zmienił kierunek jazdy. Deska najechała na krawężnik, a on przeleciał przez żywopłot. Jasne! Po co się słuchać dziewczyny skoro samemu sie wie lepiej?!
Pobiegłam do niego. Przeskoczyłam przez to co on przed chwilą i uklękłam przy nim.
- Nic ci nie jest? - spytałam troskliwie
- Nie, chyba nie... - był trochę zmieszany.
- Mówiłam, żebyś na niej nie jechał! Ale po co skoro sam lepiej wiesz?! - byłam "trochę" wkurzona
- Myślałem, że chodzi ci o to, że będziesz się mnie wstydzić czy coś. - spojrzał w dół.
- Leo... - oparłam rękę na jego ramieniu, a on podniósł głowę. - Ja się ciebie wstydzę nie zależnie od tego czy masz różową deskorolkę czy nie. - wybuchł śmiechem, a ja tuż po nim
- A co właściwie jest z tą deską? - spytał kiedy się uspokoiliśmy
- Ma trochę poluzowane koło i przez to trzeba na niej inaczej rozłożyć ciężar. Jechać po płaskim się da w miarę normalnie, ale na rampie... już nie. - pokiwał lekko głową. - Następnym razem się mnie słuchaj! - Leondre położył lewą rękę na sercu, a prawą podniósł do góry.
- Obiecuję!
Jak można go nie kochać?
~Ashley~- Leo! - krzyknęłam żeby zwrócić jego uwagę, ale chyba się tego nie spodziewał bo podskoczył.
Chłopak odwrócił się w moją stronę z wielkimi oczami. Stałam zwycięsko trzymając po jednej desce w każdej ręce. Potrząsnęłam nimi lekko.
- Umiesz jeździć? - coś nie domyślny jest ten Leondre
- Nie. Pokazuje ci je dla szpanu. - wybuchł śmiechem
Podeszłam do schodów i przygotowałam deski, żeby same zjechały na dół. Tak, zrobiłam to, bo jestem zbyt leniwa by zejść, położyć je bezpiecznie na ziemi i wrócić na górę.
- Łap! - krzyknęłam i puściłam deskorolki w dół.
Brunet wręcz rzucił się na nie ratując przy tym ścianę, która mogłaby ucierpieć. Zaczęłam mu bić brawo.
- W nagrodę ja wybieram która moja. - powiedział ze swoim cudnym uśmiechem
- Niech ci będzie. - udałam obrażoną i podeszłam do drzwi mojego pokoju. Odwróciłam się jeszcze szybko i wysłałam mu buziaka w powietrzu.
Podeszłam do szafy. Szybko znalazłam jakiś strój co mnie mega zdziwiło. Weszłam do łazienki przebrałam się i zrobiłam makijaż na nowo.
Stwierdziłam, że zadzwonię do Ash, bo wychodzimy z domu co oznacza, że będzie pusty i.... że mogłaby to jakoś wykorzystać. Wybrałam numer. Pierwszy sygnał, drugi sygnał, trzeci...
- Halo? - nareszcie
- No hej.
- Wyczucia to ty nie masz.
- Przerwałam wam? - spytałam troszkę smutna.
- Tak troszkę... - ironiczna Ashley powraca!
- Dobra to zadzwonię później.
Rozłączyłam się nie chcąc zabierać im więcej czasu. Zbiegłam po schodach ledwo się na nich nie zabijając i wyszłam przed dom. Na chodniku stał już mój Lew. Hmm... Jaką deskę mógł wybrać piętnastoletni chłopak, który jest rozpoznawalny na ulicy i któremu nie zależy na zdaniu innych? Odpowiedź jest prosta. Niebieską! Nie no żartuję xD Różową. Szczerze mówiąc nie zdziwiłam się za bardzo.
- Leo jesteś pewien, że chcesz jeździć na tej desce? - wskazałam palcem na jego wybór
- Czemu nie? Myślę, że do mnie pasuje. - poprawił aktorsko włosy na co ja wybuchłam śmiechem
- Ale wiesz ona jest...
- Idealna! Miałem wybrać którą chcę i padło na tą.
- Tylko, żeby nie było, że cie nie ostrzegałam.
Stanęłam na Falę i odepchnęłam się nogą. Może się wydawać dziwne, że nadaje imiona moim deskom, ale mam wrażenie, że to daje mi szczęście. Głupie przesądy, ale dla mnie to się sprawdza.
Jechaliśmy gadając i śmiejąc się. Po chwili byliśmy na miejscu. Brunet od razu wspiął się na najwyższą z ramp.
- Czekaj! Ona...
Nie skończyłam, bo Devries zdążył się już rozpędzić. Zanim się obejrzałam zmienił kierunek jazdy. Deska najechała na krawężnik, a on przeleciał przez żywopłot. Jasne! Po co się słuchać dziewczyny skoro samemu sie wie lepiej?!
Pobiegłam do niego. Przeskoczyłam przez to co on przed chwilą i uklękłam przy nim.
- Nic ci nie jest? - spytałam troskliwie
- Nie, chyba nie... - był trochę zmieszany.
- Mówiłam, żebyś na niej nie jechał! Ale po co skoro sam lepiej wiesz?! - byłam "trochę" wkurzona
- Myślałem, że chodzi ci o to, że będziesz się mnie wstydzić czy coś. - spojrzał w dół.
- Leo... - oparłam rękę na jego ramieniu, a on podniósł głowę. - Ja się ciebie wstydzę nie zależnie od tego czy masz różową deskorolkę czy nie. - wybuchł śmiechem, a ja tuż po nim
- A co właściwie jest z tą deską? - spytał kiedy się uspokoiliśmy
- Ma trochę poluzowane koło i przez to trzeba na niej inaczej rozłożyć ciężar. Jechać po płaskim się da w miarę normalnie, ale na rampie... już nie. - pokiwał lekko głową. - Następnym razem się mnie słuchaj! - Leondre położył lewą rękę na sercu, a prawą podniósł do góry.
- Obiecuję!
Jak można go nie kochać?
Nasze twarze były tak blisko. Czułam, że zaraz mnie pocałuje, ale to nie nastąpiło, bo... kichnęłam! Znowu.
- Choć! - chłopak objął nie ramieniem i ruszyliśmy w drogę powrotną
Zaszliśmy na dół i wtuleni w siebie przedzieraliśmy się przez tysiące kropelek.
Deszcz padał bez przerwy i ani myślał skończyć. Charlie zaproponował, a właściwie to nakazał, żebym do niego przyszła. Twierdził, że jest za zimno i za mokro, żeby iść jeszcze taki kawał drogi ( 10 minut), bo się jeszcze przeziębię. On jest taki kochany i troskliwy.
'Jestem jak kwiat - tak łatwo mnie zranić
Jestem jak motyl - tak trudno mnie złapać
Jestem jak nadzieja - Tak łatwo mnie stracić.
Jestem jak wiatr - Tak trudno mnie zatrzymać.
Jestem jak kropla deszczu - Żyję chwilą.
Jestem jak dźwięk - Rozbrzmiewam śmiechem.
Jestem jak noc - Zapowiadam dzień.
Jestem jak gwiazdy - Spełniam życzenia.
Jestem jak rzeka - Nie oglądam się za siebie.
Jestem jak ogień - Niszczę złudzenia.
Jestem jak wulkan - Wybucham bez ostrzeżeń'
Deszcz padał bez przerwy i ani myślał skończyć. Charlie zaproponował, a właściwie to nakazał, żebym do niego przyszła. Twierdził, że jest za zimno i za mokro, żeby iść jeszcze taki kawał drogi ( 10 minut), bo się jeszcze przeziębię. On jest taki kochany i troskliwy.
Po jakiś 10-15 minutach doszliśmy do domu blondyna. Dosłownie z nas ciekło! Usłyszałam radosny dziecinny krzyk:
- Charlieeeee!
Brooke zbiegła ze schodów z rozłożonymi rekami już chciała nas przytulić, tak NAS, ale kiedy zobaczyła, że jesteśmy cali mokrzy zwolniła kroku, a po chwili się zatrzymała. Do przedpokoju weszła pani Karen (ma się siostrę Bambino to się wie jak kto się nazywa). Otworzyłam usta chcąc się przywitać i przedstawić, ale ona mnie uprzedziła.
- Jesteście cali przemoczeni! Zaczekajcie, już wam daje ręczniki. - rzuciła szybko i zniknęła za ścianą.
Nie minęły dwie minuty jak była z powrotem.
- Proszę bardzo. - wręczyła każdemu z nas po dwa
- Dziękuję. - odpowiedziałam jej z uśmiechem co odwzajemnia - Jestem Ashley. - pisałam jej rękę co również odwzajemnia.
Położyłam ręczniki obok i zaczęłam zdejmować buty. Katem oka ujrzałam jak kobieta pyta się, a właściwie rusza ustami na kształt pytania "Czy to jest twoja dziewczyna?". Uśmiechnęłam się pod nosem, a Charlie pokręcił przecząco głową.
Kiedy zdjęliśmy swoje okrycia udaliśmy się na górę. Chłopak podszedł do szafy i wyjął z niej jakieś dresy i koszulkę po czym mi je wręczył.
Pokierował mnie jak dojść do łazienki na górze, a sam poszedł do tej na dole. Osuszyłam się ręcznikiem, przebrałam w suche rzeczy, a te mokre powiesiłam na kaloryferze. Kiedy wsunęłam na siebie bluzę od razu poczułam perfumy blondyna. Była trochę za duża, więc podwinęłam rękawy. Jak się czułam będąc w za dużej bluzie, która pachnie Charlesem? Jak w niebie.
Wyszłam z łazienki i poszłam do pokoju Lenehan'a. Siedział na łóżku w samych dresach! I skarpetkach, ale to nie istotne. Stanęłam i zlustrowałam go od stóp do głów.
- Coś nie tak? - spytał kiedy się zorientował, że jest teraz punktem mojego zainteresowania.
Nie no kurde. Siedzi sobie bez koszulki w samych dresach (wiem, że się powtarzam, ale nie mogę odpędzić tych myśli), ma sześciopak i jeszcze się pyta czy coś nie tak. Gdybyśmy byli parą to może nie było by takie dziwne, ale my nią nie jesteśmy!
- Nie skąd. Wszystko OK. - odparłam starając się zachowywać normalnie. Ale jak w takiej sytuacji jest normalnie?!
Chłopak uśmiechnął się lekko pod nosem. Udałam, że tego nie widzę i usiadłam na łóżku obok niego. Blondas sięgnął po leżącą na biurku suszarkę do włosów i mi ją wręczył. Włączyłam ją i zaczęłam suszyć swoje włosy.
- Ale co ty robisz? - spytał z udawaną pretensją
- No jak to co?
- Myślałem, że wysuszysz moje włosy.. - parsknęłam śmiechem
Usiadłam za nim i zabrałam się do roboty. Po pięciu minutach skończyłam. Przesiadałam się na krawędź łóżka, kiedy on odwrócił głowę i dał mi buziaka w policzek. Uśmiechnęłam się, a on tuż po mnie.
- Zaraz wracam. - wstał i wyszedł
Tym razem już naprawdę zabrałam się za suszenie swoich włosów. Suszyłam je już dobre 10 minut one nadal były wilgotne, a Charlie nadal nie wrócił. W końcu to mi się znudziło. Zdjęłam gumkę z ręki i związałam sobie włosy na ananaska.
Podniosłam głowę i ujrzałam Charliego. Na plecy miał zarzucony koc, a w rękach trzymał dwa kubki gorącej herbaty. Podał mi je, a sam poszedł po laptopa.
- To co oglądamy jakiś film?
- Jasne.
- Jaki?
- Hmm... 'Ted'?
- Pewnie.
Po chwili już siedzieliśmy przykryci kocem, pijąc herbatkę i wybuchając co chwila śmiechem.
~Leo~ ( duuuużo wcześniej)
Jeździliśmy na rampach jeszcze jakiś czas. Tym razem ja byłem na niebieskiej desce. Mag dopuściła mnie do różowej. Stwierdziła, że jakby coś mi się stało to ona sobie tego nie wybaczy. Jak można nie kochać takiej dziewczyny?
Chcieliśmy przejść na inną rampę, kiedy podbiegły do mnie fanki. Brunetka szybko się stamtąd usunęła. Ja tam bym chciał, żeby świat się dowiedział, że mam taką cudowną dziewczynę, ale ona nie jest jeszcze na to gotowa. Muszę to zrozumieć.
Podczas kiedy ja robiłem sobie zdjęcia z Bambinos i dawałem im autografy, moja królowa jeździła jak gdyby nigdy nic na rampie. Księżniczki już się ze mną żegnały, kiedy rozległ się przeraźliwy krzyk dziewczyny. Nie trudno było stwierdzić, że to była Maggie. Leżała na środku rampy i trzymała się za kostkę. Podbiegłem do niej najszybciej jak mogłem.
- Słońce, coś ci się stało? - pytałem obejmując ją
- Nie. Znaczy tak. Znaczy nie wiem. - nie płakała, była w szoku, ale nie mniejszym niż ja
- Poczekaj. Już dzwonie do mamy. Pojedziemy na prześwietlenie.
- Do szpitala? - w jej oczach pojawił się strach
- Gwiazdeczko, nie zachowuj się jak dziecko.
Pocałowałem ją w czoło i wybrałem numer do rodzicielki. Nie odbierała. Przecież ona zawsze odbiera, a teraz kiedy jej naprawdę potrzebuję nie może.
- Choć. Sami tam dojdziemy. - wstałem i podałem jej rękę
Wziąłem deski pod pachę deski i ruszyliśmy. Szliśmy wolno. Maggie kulała. Obejmowała mnie za szyję, a ja ją w pasie. Było mi jej strasznie szkoda. Chciałem zabrać ten jej ból i przenieść go na mnie, ale... tak się nie da.
- Leo - dziewczyna się zatrzymała. - Nie dojdę tam.
Nie zdążyłem nawet rozłożyć ramiona, a ona od razu się we mnie wtuliła.
Nie mogłem pozwolić, żeby się tak męczyła. Nagle wpadłem na pomył. Podniosłem ją jak pannę młodą. Na jej twarzy od razu pojawił się uśmiech. Zakręciłem ją na co ona mimo bólu zaczęła się śmiać jak dziecko na karuzeli.
Kiedy obrót się skończył wpiłem się w jej usta, a ona pogłębiła pocałunek. Gdy się od siebie odsunęliśmy zaczął padać deszcz.
- Lewku...
- Tak?
- Wróćmy do domu.
Szczerze to też mi się nie chciało iść do tego szpitala. Uległem jej.
- OK. - dała mi buziaka w policzek
- To chodźmy do mnie.
- Jak sobie życzysz. - odpowiedziałem na co ona się zaśmiała
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej hej! Mam dwie dobre wiadomości, a właściwie to stwierdzam, że: po pierwsze rozdział jest dłuższy niż zazwyczaj :D, a po drugie... nie ma chamskiej końcówki! Chyba po raz pierwszy. Dziwnie się przez to czuję xD Ale spokojnie w nexcie już będzie :*
No a tak co do rozdziału to wydaje mi się taki... nudny i nieciekawy D:
Ale to wy tu oceniacie.
Pamiętajcie o komentowaniu, bo to BARDZO motywuje!
Kocham was <3 ~ Maggielenka
Chcieliśmy przejść na inną rampę, kiedy podbiegły do mnie fanki. Brunetka szybko się stamtąd usunęła. Ja tam bym chciał, żeby świat się dowiedział, że mam taką cudowną dziewczynę, ale ona nie jest jeszcze na to gotowa. Muszę to zrozumieć.
Podczas kiedy ja robiłem sobie zdjęcia z Bambinos i dawałem im autografy, moja królowa jeździła jak gdyby nigdy nic na rampie. Księżniczki już się ze mną żegnały, kiedy rozległ się przeraźliwy krzyk dziewczyny. Nie trudno było stwierdzić, że to była Maggie. Leżała na środku rampy i trzymała się za kostkę. Podbiegłem do niej najszybciej jak mogłem.
- Słońce, coś ci się stało? - pytałem obejmując ją
- Nie. Znaczy tak. Znaczy nie wiem. - nie płakała, była w szoku, ale nie mniejszym niż ja
- Poczekaj. Już dzwonie do mamy. Pojedziemy na prześwietlenie.
- Do szpitala? - w jej oczach pojawił się strach
- Gwiazdeczko, nie zachowuj się jak dziecko.
Pocałowałem ją w czoło i wybrałem numer do rodzicielki. Nie odbierała. Przecież ona zawsze odbiera, a teraz kiedy jej naprawdę potrzebuję nie może.
- Choć. Sami tam dojdziemy. - wstałem i podałem jej rękę
Wziąłem deski pod pachę deski i ruszyliśmy. Szliśmy wolno. Maggie kulała. Obejmowała mnie za szyję, a ja ją w pasie. Było mi jej strasznie szkoda. Chciałem zabrać ten jej ból i przenieść go na mnie, ale... tak się nie da.
- Leo - dziewczyna się zatrzymała. - Nie dojdę tam.
Nie zdążyłem nawet rozłożyć ramiona, a ona od razu się we mnie wtuliła.
Nie mogłem pozwolić, żeby się tak męczyła. Nagle wpadłem na pomył. Podniosłem ją jak pannę młodą. Na jej twarzy od razu pojawił się uśmiech. Zakręciłem ją na co ona mimo bólu zaczęła się śmiać jak dziecko na karuzeli.
Kiedy obrót się skończył wpiłem się w jej usta, a ona pogłębiła pocałunek. Gdy się od siebie odsunęliśmy zaczął padać deszcz.
- Lewku...
- Tak?
- Wróćmy do domu.
Szczerze to też mi się nie chciało iść do tego szpitala. Uległem jej.
- OK. - dała mi buziaka w policzek
- To chodźmy do mnie.
- Jak sobie życzysz. - odpowiedziałem na co ona się zaśmiała
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej hej! Mam dwie dobre wiadomości, a właściwie to stwierdzam, że: po pierwsze rozdział jest dłuższy niż zazwyczaj :D, a po drugie... nie ma chamskiej końcówki! Chyba po raz pierwszy. Dziwnie się przez to czuję xD Ale spokojnie w nexcie już będzie :*
No a tak co do rozdziału to wydaje mi się taki... nudny i nieciekawy D:
Ale to wy tu oceniacie.
Pamiętajcie o komentowaniu, bo to BARDZO motywuje!
Kocham was <3 ~ Maggielenka
*To moje miejsce, łosie i lamy*
OdpowiedzUsuńHej!
UsuńKto wymyślił deszcz? Ja wymyśliłam deszcz! XD no kurde ajnsztajn :')
Ogółem to rozdział supi dupi :*
wszyscy takie słodziaki ^^
Nie mam czasu się rozpisywać... przepraszam :/
Jak coś to wiesz do kogo pisać jak nie masz pomysłów xdd
kc <3
Kaja która przeprasza ze nie może napisać długiego koma
Haha i strasznie ci za to dziękuję <3
UsuńKct :**
Wybaczam ci (moja hojność xD).
Dziękuję raz jeszcze xx
Nmzc :***
UsuńOh jaka ty hojna, dziękuję łaskawy człowieku :'D
Jeszcze raz: nie ma za co
Jest! Gdyby nie ty to Charles i Ash byliby już razem. xD
UsuńNie nie byliby.
Nie tak szybko :**
*Miejsce*
OdpowiedzUsuńSuper extra mega świetny i... brak słów.
UsuńDlaczego Ashley i Charlie się nie pocałowali?
I ten moment kiedy ona kichnęła w chwili przed pocałunkiem, albo jak suszyła mu włosy... co za leń!
Dlaczego Leo odpuścił? Ona nie mogła dojść do szpitala, to chyba źle...
Mam nadzieję że wszystko w końcu się ułoży...
Aha! Ashley i Charlie mają być razem!!
Powodzenia, weny, czasu i czego tylko tam chcesz...
U mnie już są 20 faktów i Polskie memy... Zapraszam.
Całusy xoxo
Aww dziękuję <3
UsuńHaha nie może być zawsze pięknie, ale spokojnie doczekasz się ich związku... może <3
Nie będę spojlerować. Chce, ale nie mogę :'(
Dziękuję :**
U cb już komentarzyk jest zostawiony :D
Skarbieeeee.... kiedy next??
UsuńNiestety dopiero w sobotę D':
UsuńCudowny rozdział:)! Mag i Leo to słodziaki❤ a Charlie i Ash to juz wgl.. XD
OdpowiedzUsuńDziękuję <3
UsuńRozdział wcale nie nudny! Z humorem,relaksacyjny taki akurat na sobotnie wieczorki :D Czekam co się będzie działo dalej :)
OdpowiedzUsuńJejku dziękuję <3 Dzięki tobie na mojej twarzy pojawił się uśmiech :D
UsuńAww jestem!
OdpowiedzUsuńAsh i Charlie takie mega słodziaki *-*
Jak i Mag i Leo <3
Boszz, ten rozdział jest piękny!
Kicham twój styl pisania, jest taki niezwykły i bardzo ciekawy <3
Spadam już, spać kiedyś trzeba xD
Kc, to ff i dobranoc! xoxo
~Etoilune xx
Aww dziękuję :**
UsuńKichasz? To zdrowiej xD
Dobra, chyba wiem o co ci chodziło :D
Dziękuję <3
Kct i twoje ff też.
Kolorowych xx
Megaśny!!! KIedy wstawisz nexta?? Oby jak najszybciej..
OdpowiedzUsuńBesos ♥
Dziękuję <3 Next środa/czwartek :D
UsuńFajny fajny 😂😂
OdpowiedzUsuńLeo jest poprostu uroczyyy *-*
Ten moment z suszarką do włosów mnie rozwalił więc moja ciocia się na mnie patrzyła jak na jakieś ufo 😂😂
Czekam na następny rozdział :*
Jejku dziękuję :**
UsuńHaha to z suszarką to był taki spontan, ale cieszę się, że ci się podobał :D
Next w środę/czwartek xx