wtorek, 31 stycznia 2017

Rozdział 32 "Kto powiedział, że jeszcze nie może być pięknie?"


Wstałam i sięgnęłam po telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i wypaliłam:
- Serio?




Wypuściłam powietrze.
- Jak można być takim leniem? - powiedziałam do siebie.
Swoją drogą bardzo lubię to robić. Może się to wydawać chore, ale ja uwielbiam opowiadać sobie różne historie. Jestem swoją najlepszą słuchaczką. Niby dziwne, a tak naprawę każdy z nas to robi, ale nikt jakoś się do tego nie może przyznać. To co nas łączy zwykle jest skrywane. Heh taka logika.
Przewróciłam oczami i zeszłam na dół skacząc ze schodka na schodek. Będąc w kuchni nalałam soku pomarańczowego do szklanki i tym razem wlokąc się na górę, weszłam do pokoju Mag.
- A oto Pimpuś Sadełko we własnej osobie! - krzyknęłam otwierając drzwi
- Ha, Ha, Ha. Bardzo zabawne.
- Ja rozumiem, że można być leniwym, ale to już przechodzi wszelkie oczekiwania. Nie mogłaś krzyknąć? - spytałam podając jej szklankę
- Kciuki ćwiczę.
- A głosu nie możesz?
- Mogłabyś choć raz przestać sobie ze mnie drwić.
- Nie drwię z ciebie! Próbuje ci poprawić nastrój. - uśmiechnęłam się sztucznie szeroko.
- To podaj mi laptopa. - powtórzyła mój ruch
Wzięłam z biurka sprzęt i podałam brunetce po czym wyszłam z pomieszczenia, a gdy tylko przekroczyłam próg swojego królestwa zabrzęczał telefon. Westchnęłam i odwróciłam się na pięcie.
- Co jeszcze? - spytałam uchylając drzwi
- Co? Nic. - już chciałam zamknąć drzwi - Ale skoro już jesteś... Rzucisz mi jeszcze myszkę?
Zrobiłam co prosiła. Wyszłam, a po wejściu do pokoju wzięłam urządzenie do ręki i sprawdziłam kto tym razem do mnie napisał. Szczerze mówiąc, była to chyba ostatnia osoba, której się spodziewałam. Już prędzej Obama by do mnie napisał, ale cóż. Trzeba brać co jest.

Od: Mega sławny zadufany w sobie bałwan
Hej, nie wiem czy pamiętasz, ale mamy razem robić projekt. Co ty na to by się dziś spotkać i zacząć?

Wezbrała we mnie nienawiść. Najpierw SAM zgłasza naszą dwójkę bez konsultacji ze mną, a teraz jak gdyby nigdy nic grzecznie pyta czy mi dziś pasuje. Prawdę mówiąc nie pasuje mi dzisiaj. Ani jutro. Nie pasuje mi nigdy! Nie chce się z nim spotykać, ale niestety siła wyższa...
Kliknęłam na pole tekstowe kiedy mną tąpnęło. Ni stąd ni zowąd przed oczami stanęły mi obrazy z nim związane. Widziałam jego blond czuprynę i szeroki śliczny uśmiech. Przypomniało mi się jak mnie uratował w szatni, jak szukaliśmy Troy'a, jak zabrał mnie na dach wieżowca, a potem pocałował... Ten cudowny pełen namiętności i czułości pocałunek. Pamiętam co wtedy myślałam. Czułam, że go kocham, a on kocha mnie. Czułam, że marzenia się spełniają, że mogę wszystko. Szczerze mówiąc zdanie "Całowałam Chari'go Lenehana na dachu wysokiego wieżowca na którym mieliśmy randkę pod gwiazdami." Brzmi trochę nierealnie, ale fajnie wiedzieć, że takie na pozór fikcyjne zdania są prawdziwe.

~*~

Po prawej widziałam dom blondyna. Skręciłam i przeszłam przez furtkę. Ledwo co doszłam do poły ścieżki prowadzącej od bramy do domu, gdy drzwi się otworzyły a w nich stanęła blondyneczka. Widząc ją na mojej twarzy zawitał uśmiech, a cały stres który towarzyszył mi podczas drogi zniknął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
- Ashley! - krzyknęła i pobiegła w moją stronę po czym przytuliła się do mnie
- Cześć Brook! - objęłam ją i pogłaskałam po głowie
- Tak się cieszę, że przyszłaś. Wiedziałam, że w końcu się pogodzicie.
Moje dołeczki lekko opadły.
- Też się cieszę, że cię widzę.
Dziewczynka złapała mnie za rękę i zaprowadziła do domu.
- Charlie wie, że przyjdziesz?
- Zaprosił mnie.
- Tak? Ale super! - nie ukrywała entuzjazmu - Tak się cieszę, że tu jesteś!
To cudowne uczucie widzieć jak ktoś cieszy się na twój widok. Swoją drogą to ciekawe, że możesz sprawić mu radość w tak łatwy sposób, a  jednocześnie tak łatwo go zranić. To musi być niesamowite zobaczyć swojego idola. Ja nigdy takiego nie miałam. Nigdy nie miałam autorytetu, wzorca, ani nie należałam do żadnego fandomu.
Ledwo co przekroczyłyśmy próg, gdy Brook krzyknęła:
- Charlie! Ashley przyszła!
Chłopak wybiegł ze swojego pokoju, a potem się jakby otrząsnął i zaczął nienaturalnie zwalniać. Zszedł na dół i spojrzał na mnie. Ja patrzyłam na niego. I patrzyliśmy tak na siebie, aż wybuchneliśmy śmiechem.
Ta rodzina działa na mnie jak lek na uspokojenie. Widzę ich i od razu się rozluźniam mimo, że to wtedy powinnam się spiąć. Wychodząc z domu byłam na niego zła, a teraz czuję się jakbym spotkała przyjaciela z przed lat z którym chcę spędzić kilka kolejnych godzin.
Weszliśmy na górę. Blondyn zamknął drzwi do pokoju, a ja usiadłam na łóżku.
- Cieszę się, że przyszłaś. - uśmiechnęłam się słysząc to zdanie
- Ja też. - powiedziałam sztucznie choć w stu procentach szczerze.
Usiadł obok mnie, ale zachował bezpieczną odległość.
- Słuchaj... Przepraszam, że zgłosiłem nas razem. Wiem, że tego nie chciałaś, ale działałem pod wpływem impulsu.
- Było minęło. Teraz trzeba tylko dobrze ten projekt zrobić. O czym mamy? -  odrzekłam ochoczo. Chciałam wstać, ale mnie zatrzymał
- Ashley, mówię serio. - jego głos spoważniał - Wiem, że nie powinienem tak robić, że byłaś na mnie wystarczająca zła i na pewno nie marzyło ci się widzieć mnie po raz kolejny. A teraz pewnie nie chce ci się tu siedzieć
- Chce... - wymsknęło mi się i miałam nadzieję, że chłopak tego nie usłyszał
Ten spojrzał na mnie pytająco i jakby z nadzieją.
- Charlie... To ja powinnam cię przeprosić.  Wtedy przed szkołą wybuchłam. Najpierw mówisz, że mnie kochasz, a dzień potem widzę jak nadstawiasz się Ruth...
- Źle to wyszło. Nie widziałem, że tak to będzie wyglądać, ale nie miałem w tym celu by cię urazić.
- Nie, Charlie. Nie w tym rzecz. Odrzuciłam cię, a potem wściekam się o to, że... sama nie wiem... Nie jesteś singlem? Naprawdę, przepraszam...
- Ashley, to prawda, że trochę cię poniosło, -uśmiechnął się pod nosem - ale ja też nie jestem bez winy. Po prostu... Dobra. Nie ważne.
- Nie no mów.
- Lepej...
- Mów.
Chłopak westchnął. Wyprostował się na łóżku a potem złożył ręce i położył na kolanach.  Chwilę panowała cisza po czym kontynuował.
- Tak naprawdę to nie było do końca tak.
- Co masz na myśli?
- Gdy cię zobaczyłem wysiadającą z samochodu to był impuls. Powiedziałem Ruth, żeby pocałowała mnie w policzek. Zgodziła się od razu...
- Ale po co?
- Byłem zazdrosny Ashley. Chciałem, żebyś poczuła to samo.
- Ale czemu? - ciekawość wzrastała z każdym zdaniem.
Przeniósł wzrok na biurko na przeciwko i ślepo się mu wpatrywał.
- Nie chce wchodzić między was.
- Ale jakich "nas"?! - spytałam lekko rozdrażniona
- Ciebie i James'a. - wypuściłam głośno powietrze - Wiem, że byliście razem, ale nie wygląda na to, żeby się skończyło i nie...
- Słuchaj. Nie wiem czemu tak jest, ale rani mnie to co mówisz. - spojrzał na mnie ze smutkiem w oczach - Byliśmy. Już nie jesteśmy i  nie  będziemy. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Nic poza tym. Nie wiem czemu myślisz, że jest inaczej...
- Ashley - złapał mnie za dłonie - Nie będę cię oszukiwać, ani się z tym chować. Odkąd powiedziałem ci, że mi się podobasz nic się nie zmieniło. Wiem, że tego nie odwzajemniasz, a nawet gdyby to wiem, że nie marzy ci się stanie ku mojego boku bez chwili prywatności. Nie brałem tego pod uwagę. Poznałem taką dziewczynę na spacerze z Troy'em i ona mi to uświadomiła... Ale nie podoba mi się! - dodał szybko na co się zaśmiałam, to go uspokoiło i wywołało uśmiech na jego twarzy - Możemy znowu być przyjaciółmi? - spojrzał na mnie z pode łba
Skrzywiłam usta i zrobiłam minę próbując pokazać moją dezaprobatę a potem rzuciłam krótkie:
- Tak!
Chłopak rzucił się na mnie i przytulił z całej siły. Serio. W pewnym momencie brakło mi powietrza. Znowu sprawiłam komuś radość w tak łatwy sposób. Cieszę się, że poszło to w tą stronę. Mimo, iż Charlie to jedna z najbardziej irytujących osób to cieszę się, że mogę się do niego przytulić. To takie głupie, że jednocześnie go uwielbiam i nienawidzę, ale cóż całe życie jest niedorzeczne, więc czego tu się po nim spodziewać.
Drzwi do pokoju się otworzyły i uderzyły o ścianę.
- Pogodziliście się? - spytała uradowana blondynka
- Nie. - odpowiedziałam poważnym głosem
- A tak naprawdę tak. - dodał Charles
- Wcale nie. - odparłam. Chłopak się widocznie zmieszał i spojrzał na mnie marszcząc brwi - Powiedziałam, że możemy być przyjaciółmi, a nie, że jest między nami OK.
- A to nie idzie w parze?
- Teraz już tak. - zaśmiałam się, a on rzucił się na mnie i zaczął łaskotać.
Brook przybiegła mnie uratować i pogilgotała Charliego. Ten rzucił się na nią, a ja na niego. Tak oto wylądowaliśmy na ziemi łaskocząc każdy każdego.






~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie dzieci moje!!!
Bardzo długo mnie nie było. Od paru miesięcy nie było rozdział i za to was przepraszam. Nie mogłam się zmobilizować by coś napisać i nie udało by mi się gdyby nie parę osóbek (one wiedzą xd)
Nie jest też długi, ale mam nadzieję, że chociaż fajny. W tym tygodniu zacznę pisać kolejny i będzie dłuższy.
Postaram się choć raz na miesiąc coś wrzucić, ale nie wiem czy mi się uda.
Trzymajcie kciuki!
Pozdrawiam i do kiedyś ~ Maggielenka <3

poniedziałek, 14 listopada 2016

#LBA 4


Witam was na blogu na którym już dawno powinien pojawić się rozdział, ale mam nadzieję, że mi to wybaczycie, ponieważ.... Dum du ru dum!! (nwm jak to się piszę xd) Dostałam nominację do LBA!! :D
Nominowała mnie Asiula!! Koniecznie wejdźcie na jej bloga! Serio! Wejdź!!!!

Nie pożałujesz!!!


Nie masz po co schodzić w dół jak nie zajrzysz!



W każdym razie, bardzo dziękuję za nominację i piękne pytanka!!
Tak, więc do dzieła!!


1. Pomyśl o miejscu, w którym czujesz się bezpiecznie, dobrze i beztrosko. Co to za miejsce?
Mój pokój, a właściwie łóżko i wiem, że nie tylko w moim przypadku. Lubię też dużą łazienkę w moim domku. Nie wiem czemu, ale uwielbiam w niej przesiadywać. Wszystko robię wolniutko byle by tam posiedzieć xd


2. Jakiego polskiego słowa nie lubisz? 
Hah! Tu odpowiedzi nie musiałam długo szukać! To słowo to: młodzież. Tak... Sama do końca nie wiem czemu, ale irytuje mnie to słowo. Młodzieży... Ehh no nie. Po prostu nie lubię tego słowa i już :)

3. Kim chciałaś być, gdy byłaś mała?
Ja to chciałam być każdym! Natomiast kiedyś długo chciałam zostać strażakiem ("Strażak Sam" to była moja ulubina bajka swego czasu). Opowiem wam krótką anegdotkę! :D
Kiedyś chodząc jeszcze do przedszkola nigdzie mi się nie spieszyło. Bo po co? Kiedy rano się szykowałam robiłam wszystko wolniutko, a moja babcia jednym zdaniem skreśliła moją przyszłość. Powiedziała: Nie możesz być strażakiem. Strażak musi się szybko ubierać, bo tak nie zdąży nikogo uratować." I wtedy zrozumiałam, że to nie jest praca dla mnie. :(

4. Która pora roku według Ciebie jest bardziej romantyczna: lato czy zima?
ZIMA!!! Zdecydowanie! Zima to czas, kiedy jedyne co chcesz robić po przyjściu do domu to zrobienie herbatki, otulenie się kocyczkiem i obejrzenie filmu czy poczytanie książki. A teraz wyobraź sobie, że obok ciebie na kanapie siedzi twój chłopak i cię przytula. Jest ci cieplutko, milutko i przyjeniutko w jego objęciach. A lato? Każdemu jest gorąco i nikt ani myśli, żeby się przytulać. Tak więc zima :D

5. Jaki czyn jest dla Ciebie niewybaczalny? 
Trudne pytanie. Myślę, że zdrada i zabójstwo bliskiej osoby. Jednak nie są to czyny, których nie da się wybaczyć. Nie mniej jednak jest to bardzo trudne. Zależy to też od okoliczności w jakich to nastąpiło, bo przecież jest różnica między spowodowaniem śmierci nieumyślnie a celowo.

6. Morze, las czy góry? 
Nie każ mi wybierać! Hmm... Chyba mam problem z podejmowaniem decyzji. Morze jest piękne i kojarzy mi się z marzeniami i cudownymi wakacjami. Las z przygodą i możliwością zjednoczenia się z przyrodą. Mimo, iż na każdym kroku można spotkać moich nieprzyjaciół tj. owadów, to bardzo lubię takie wycieczki. A co do gór... Góry kojarzą mi się z sukcesem. Ciężka droga, nie raz masz dość i chcesz zawrócić, za to kiedy staniesz na szczycie i zobaczysz to wszystko pod swoimi nogami, kiedy pomyślisz, że jeszcze parę godzin temu stałaś tam na dole i wątpiłaś w to, że uda Ci się dotrzeć aż tam, a teraz stoisz tu - osiągnęłaś swój cel.

7. Jaki film za każdym razem doprowadza Cię do łez? 
Nie powiem ci który to, bo ja nie odpowiadam na pytania tak łatwo xD Ogólnie bardzo wczuwam się w książki, filmy i płaczę właściwie na każdym w którym pojawia się smutniejsza scena. Nie oglądam też filmów po parę razy. Wole obejrzeć nowy i "przeżyć" kolejną przygodę, ale wracam do tych ulubionych :)

8. Opisz jedno szczęśliwe wspomnienia z obojętnie jakiego okresu w Twoim życiu :)
Opiszę świąteczne, dobrze? Jasne, że dobrze!! Wiele z moich ulubionych wspomnień z dzieciństwa są z 6 grudnia. Razem z bratem wyglądaliśmy na świętego Mikołaja. Biegaliśmy od okna do okna i  zmienialiśmy warty. Biegnąc z naszego pokoju zerkaliśmy przez wizjer w drzwiach i biegliśmy do kuchni by spojrzeć przez szybę i zobaczyć ubranego na czerwono starca z białą brodą tachającego worek z prezentami. Potem ni stąd ni z owąd prezenty pojawiały się na balkonie, który pokryty był grubą warstwą śniegu, a na nim były odciski butów. Czasem pojawiały się na parapecie a czasem przed drzwiami na klatce. Do dziś zastanawiam się kto je przynosił.

9. Piszę bo... ( dokończ )
... uwielbiam mieć los bohaterów we własnych rękach. Pozwala mi to odpłynąć do krainy gdzie wszystko jest możliwe i to co się stanie zależy wyłącznie od mojej wyobraźni.

10. A teraz coś łatwego: ulubiona potrawa :)
Łatwego? To jest najtrudniejsze pytanie z tych 10! Nie mam ulubionej potrawy. Nie jestem wybredna. Kiedyś byłam niejadkiem, a teraz pochłaniam wszystko! (No prawie.) Lubię makarony, zapiekanki, warzywa, owoce, fast foody... Przepraszam, ale nie mogę wybrać. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.



Nominuję:
Asię :skoro ty możesz to i ja!
Zuzu: teraz masz dylemat na którym blogu to zrobić hi hi
Alex: Witam cię z powrotem!


Pytania:
1. W jakim miejscu na Ziemi nie zamieszkałabyś za żadne skarby?
2. Z jakiego swojego życiowego osiągnięcia jesteś najbardziej dumna?
3. Gdybyś mogła cofnąć się w czasie, którą sytuację ze swojego życia chciałabyś przeżyć jeszcze  raz?
4. Jesteś wynalazcą. Z którego ze swoich wynalazków cieszysz się najbardziej? (Opisz do czego służy itp.;)
5. Możesz być żoną kogokolwiek (również nieżyjących). Kto byłby Twoim mężem?
6. Jaki przedmiot w Twoim domu jest dla Ciebie najbardziej sentymentalny i czemu?
7. Napisz kawał :D
8. Z racji na to, iż święta tuż tuż napisz choć jedną rzecz, którą chciałabyś dostać pod choinkę.
9. Którą postać z bajki z dzieciństwa lubiłaś/lubisz najbardziej?
10. Która data jest dla Ciebie bardzo ważna?


Dziękuję za dojście aż tutaj! Mam nadzieję, że już niebawem pojawi się to rodział, ale szkoła pochłania zdecydowanie za dużo czasu :(
Mam nadzieję, że zrozumiecie
                                                                                                   ~ Maggielenka


środa, 12 października 2016

Rozdział 31 "Life is like riding a bicycle. To keep your balance you must keep moving."


- Aż dziwne, że nie masz dziewczyny.
- Skąd wiesz, że nie mam?
- Właśnie to przyznałeś.
Takiej zagrywki się nie spodziewałem, ale dłużnym nie pozostałem.
- A chciałabyś nią być?




- Mam odpowiedzieć szczerze czy powiedzieć to co chcesz usłyszeć?
- A co chcę usłyszeć? – uśmiechnąłem się zawadiacko
Chwilę się zawahała po czym odpowiedziała:
- Nie bierz tego do siebie, ale nie chciałabym być dziewczyną twoją ani innej gwiazdy. Taka nie ma łatwego życia. Fanki źle jej życzą, za każą cenę próbują popsuć ten związek, a ona powoli nie daje sobie rady. Hejtują ją, obrażają, wyzywają, a ona mimo, że nie chce bierze część z tych obelg do siebie. Współczuję takim. Na dodatek później przychodzi kryzys. Trudne, naprawdę trudne życie...
Wzięła słomkę do ust i zaczęła powoli sączyć napój podczas gdy ja przetwarzałem jeszcze jej słowa. Nie spodziewałem się takiej odpowiedzi. To co powiedziała naprawdę ma sens i sam nie wiem czy to dobrze. Zaczynam powoli rozumieć o co chodzi Ashley, a przynajmniej mam  taką nadzieję.


~ Leondre ~

Siedziałem na dywanie z twarzą skrytą w dłoniach. Cała była mokra od łez. Wciąż nie dowierzałem w to co usłyszałem parę minut temu. Odkąd mama wypowiedziała nazwę tej choroby nie potrafiłem zebrać się w sobie i podnieść wzroku.  Nie wiedziałem czy kobieta poszła czy została i jest przy mnie. Czułem pustkę a mimo to przepełniony byłem bólem.
Wolno otworzyłem oczy i przetarłem twarz wierzchem dłoni. Wstałem podpierając się o kanapę i niepewnie postawiłem krok do przodu jakby bojąc się, że podłoga się pode mną zawali. Mama podniosła głowę, a jej oczy skierowane były ku mnie. Bacznie obserwowała moje ruchy choć na chwilę nie spuszczając ze mnie wzroku.
Wolno skierowałem się do drzwi wejściowych. Położyłem rękę na klamce. Miałem jeden cel. Pójść do Mag i wszystko wyjaśnić. Nacisnąłem uchwyt i w tym momencie poczułem się jakby wybudziło mnie ze snu.
- Leondre… - Znieruchomiałem. - Gdzie idziesz?
Nie odpowiedziałem nic. Sam nie wiem dlaczego. Nie miałem na to siły, ochoty albo po prostu nie chciałem marnować czasu.
- Leondre, nie... - zaczęła.
- Muszę się z nią spotkać.  – powiedziałem cicho i niewyraźnie
Nacisnąłem klamkę i jedną nogą przestąpiłem próg. Druga jednak nadal była w domu. Coś mnie blokowało. Poczułem jej rękę na ramieniu.
- Nie idź tam.
Próbowała mówić spokojnym tonem. Mimo to w jej głosie ciągle można było usłyszeć napięcie.
- Ale ja chcę.
Powiedziałem sam nie do końca wierząc, że chce rozmawiać z nią na ten temat. Chciałem pociągnąć drzwi, ale nie mogłem. Kobieta zastawiła je nogą.
- Leondre… Wiem jak ci ciężko, jesteś w szoku. Wiem, że chciałbyś ją teraz zobaczyć, ale proszę cię zastanów się. Nie działaj pod wpływem impuslu. Dziś był dla was trudny dzień. Maggie jest zmęczona. Bądź wyrozumiały. Jutro ją odwiedzisz, a teraz sam przemyśl sobie te wydarzenia. To będzie dobre dla was obojga.
Spuściłem głowę w dół. Czułem się taki bezradny. Byłem przybity. Targały mną różne emocje. Strach, złość, smutek.
Mama nadal stała przy mnie. Podszedłem do niej i się przytuliłem. Dawno tego nie robiłem. Zawsze dawałem jej co najwyżej buziaka w policzek, a teraz potrzebowałem jej ciepła, bliskości. Potrzebowałem posłuchać bicia matczynego serca. Poczuć, że jest przy mnie, że mnie wspiera
Kobieta trzymała mnie blisko przy sobie i lekko kołysała. Wiedziałem, że jej też tego brakowało. Wiedziałem też, że czuje się winna. Ja mimo to byłem jej wdzięczny.
- Dziękuję. – powiedziałem półszeptem, a jedna łza spłynęła mi po policzku
- Za co? – spytała wyraźnie zaskoczona
- Że mi powiedziałaś.
Mama odsunęła się delikatnie i spojrzała mi w oczy. Otarła kciukiem tą samotną łzę.
- Nie wiadomo ile jeszcze Maggie ma zamiar zwlekać z tą rozmową, a kiedy już do niej dojdzie będzie nam łatwiej przez nią przebrnąć.
Kobieta uśmiechnęła się smutno gładząc moją skroń.
- Cieszę się, że nawet w tak trudnych sytuacjach potrafisz znaleźć choć najmniejszy pozytyw.
Uniosłem lekko moje kąciki ust chcąc się uśmiechnąć, ale wyszedł mi tylko grymas.
Rodzicielka pocałowała mnie w czoło i jeszcze mocniej przytuliła.


~Charlie~

Leżałem na łóżku pogrążony w myślach. Nie mogę przestać rozmyślać o wypowiedzi dziewczyny. Nie zdawałem sobie sprawy, że to może tak wyglądać. Myślałem, że hejterzy i fanki ich nie sięgają, a zdaje się być zupełnie inaczej. Zastanawia mnie skąd ona o tym tak dobrze wie, ale zostawię sobie to pytanie na kiedy indziej.
Usłyszałem delikatne pukanie do drzwi. Po czym do pokoju weszła mała blondyneczka. Nie wyglądała jednak tak jak rano. Brakowało jednego. Uśmiechu.
- Co się stało? - spytałem podnosząc się do pozycji siedzącej.
Dziewczynka lekko uniosła kąciki ust i usiadła obok mnie.
- Charlie? – zaczęła
- Tak?
- Mam pytanie.
- Więc słucham.
- Zaprosisz Ashley do nas?
- Ashley? – spytałem zdziwiony
- No wiesz... tą twoją koleżankę.
- Tyle, że…
- Stęskinałam się za nią.
Muszę przyznać, że zszokowała mnie ta odpowiedź. Nie miałem pojęcia, że nie jestem jedyną osobą w tym domu której jej brakuje.
- Charlie? – spojrzała na mnie swoimi dużymi brązowymi oczami. Jak zawsze miała w nich taką małą iskierkę.
- Tylko widzisz… Ostatnio się nie najlepiej się między nami układa...
Brooke ciężko westchnęła. Wiem, że bardzo dobrze się z nią dogaduje. Tym bardziej źle mi z tym, że to ja jestem główną przeszkodą i jednocześnie drogą do ich spotkania.


~*~

Brooke złapała dziewczynę za rękę i pociągnęła w stronę placu zabaw. Dobiegłem do Ashley i usiadłem na ławce obok niej. Gadaliśmy i śmialiśmy się, kiedy podbiegła do nas blondyneczka.
- Pić mi się chce. - powiedziała i s
pojrzała na mnie oczami kota ze Shrek'a. Dobrze wie, że na mnie działają
- Dobra. Idę do sklepu na rogu. Zaraz będę.

Wstałem i ruszyłem przed siebie. W sklepie kolejki nie było. Wziąłem więc wodę, zapłaciłem i wyszedłem.
Wracając widziałem, że dziewczyny rozmawiają. Nie widziałem ich min, ale jestem pewny, że była to rozmowa, która musiała odbyć się bez mojego udziału. Skręciłem w lewo. Brooke natychmiastowo to zauważyła i rzucając coś Ashley wstała z ławki. Podeszła do mnie jak gdyby nigdy nic.
- Hej. - wyrwała mi butelkę z ręki. - Dziękuję. -
Nie wzięła ani łyka i pobiegła na plac zabaw.
Odwróciłem się w stronę blondynki jeszcze lekko zmieszanej i siadając spytałem:
- O czym gadałyście?
- O dziewczęcych sprawach. - odpowiedziała ze szczerym uśmiechem na twarzy. Widząc moją reakcję dodała - Nie pytaj.

- OK. - odrzekłem i wróciłem do rozmowy sprzed paru minut


~*~


Jest mi źle z tym, że nie spotkają się chyba, że ja to zainicjuję, a z tym może różnie być.
- Tęsknisz za nią? – spytała cichutko
Przez chwilę nic nie mówiłem. Przestałem głaskać jej głowę. Zastanawiałem się nad odpowiedzią. Dzieci w jej wieku jak nikt potrafią wykryć kłamstwo, a z drugiej strony są ciekawskie i nie mają bariery do zadawania pytań.
- Tak. – powiedziałem szeptem.
- To czemu jej nie zaprosisz? – spytała odrywając się ode mnie i spojrzała mi w oczy.
Te ciekawskie oczka, którym możesz powiedzieć wszystko. Mimo iż czasem nie chcesz, to coś cię do tego skłania.
- To nie takie proste…
- No tak. Skomplikowane życie dorosłych.
Zaśmiałem się, a na jej twarz również zawitał uśmiech.


~*~


Obudziłem się dość wcześnie. Nie wiem która była godzina, ale na moje oko za wcześnie by wstawać o takiej porze i to jeszcze w sobotę. Chciałem zamknąć oczy i ponownie odpłynąć, ale czułem się dziwnie rozbudzony. Uznałem, że nie będę marnować tak pięknego dnia i usiadłem na łóżku. Tuż po tym dostałem zawału. Moje oczy wyszły z orbit a serce na chwilę stanęło. Zadawałem sobie jedno pytanie - Jak?
Na krześle obrotowym siedział Leondre. Nie robił nic. Nie ożywił się na moją reakcję. Nie kręcił się co ma w zwyczaju robić. Nawet się nie uśmiechał. Był taki… inny. Nieswój. Jakby ktoś zabrał mu kawałek duszy. Jedyne co robił to oddychał. Choć momentami i tego nie byłem pewien. Siedział i patrzył się na mnie a ja na niego. Nie wyglądało na to by chciał zaczynać tę rozmowę, więc zrobiłem to ja.
- Od jak dawna tu  siedzisz?
Chłopak postawił nogi na ziemi i przekręcił się na krześle w prawo po znów w lewo. Po chwili powiedział:
- Nie miałem serca cię budzić.
 Po tych słowach wiedziałem, że dzieje się coś złego. Nie trzeba go znać, żeby to wyczuć. Nie wyglądał jak prawdziwy Leondre którym jest na co dzień. Działo się z nim coś nie dobrego, a ja nie mogę tego tak zostawić. Leo jest takim moim akumulatorkiem. Ładuje mnie pozytywną energią, a kiedy jemu jej brakuje to tak jakby słońce przestało świecić.
- Leondre. Co jest? - spytałem poważnie
Chłopak zakrył twarz dłońmi, przetarł palcami wskazującymi oczy i usiadł obok mnie na łóżku. Zrobiłem mu miejsce i czekałem aż zacznie. Oparł ręce na kolach. Parę razy próbował zacząć wypowiedź, ale widać nie wiedział od czego.
- Chodzi o Maggie... - zaczął, ale nie kończył
- Pokłuciliście się?
Pokręcił głową i próbował dalej.
- Ona... Wczoraj zamiast iść na lekcje Joey zawiózł nas do galerii. - mimowolnie się uśmiechnąłem - Było naprawę super dopóki... - zatrzymał się. Położyłem mu rękę na ramieniu starając się dodać mu otuchy - Byliśmy w jednym ze sklepów odzieżowych. Odwróciłem się na chwilę, a kiedy spojrzałem ponownie na Mag leżała na ziemi i dusiła się... - słysząc to ciśnienie mi się podniosło a serce zaczęło szybciej bić. Postanowiłem mu jednak nie przerywać - Nie wiedziałem co mam robić. Ona się dusiał! Dusiła się rozumiesz?! - był zrozpaczony. Krzyczał, płakał - Próbowała mi coś powiedzieć, ale nie rozumiałem jej. Dzięki Bogu jakaś kobieta wiedziała o co jej chodzi... Gdyby nie ona... - pociągnął nosem. Dałem mu chusteczkę i obiąłem ramieniem. Wyswobodził się z moich obięć i kontynuował. - Ona... ta kobieta... Wbiła jej to w udo. Jakąś igłę. - pociągnął nosem - Potem przyjechała karetka. Nie mogłem z nimi jechać. - zrobił przerwę by się uspokoić. - Mag ma białaczkę.
Informacja ta dotarła do mnie niczym strzała. Nie mogłem uwierzyć w słowa mojego przyjaciela. Białaczka? Mag nie wyglądała na osobę chorą. Fakt nie spędzałem z nią wiele czasu, ale zdawała się być pełna życia. Nawet przez chwilę nie pomyślałbym, że może cierpieć na tak poważną chorobę.
Rozumiem reakcję Leondre. Sam nie wiedziałbym jak zareagować i nie dziwię się, że się teraz za to obwinia mimo iż nie ma ku temu podstaw.


~Ashley~

W tym domu każdy ma swoje ulubione miejsce. Mag przepada za swoim łóżkiem, mama za stołem w kuchni, a ja... Ja uwielbiam mój balkon. Nie jest duży. Powiedziałabym, że malutki, ale to jaki mam  niego widok rekompensuje wszystko.
Siedziałam na zimnych posadzkach ubrana w długie dresy, crop top i bluzę wpatrując się w drzewo naprzeciwko. Pół roku temu dwa rudziki uwiły sobie gniazdko, a teraz uczą już swoje małe latać. Przypatrywałam się im z wielkim zaciekawieniem. Pierwszy pisklak zaczął spadać gorączkowo machając skrzydłami. Nie udało mu się to i potrzebna była interwencja taty. Drugi musiał wziąć przykład z brata, bo skończył dokładnie tak samo.
Dobrze jest wiedzieć, że nie tylko nam, ludziom, wszystko idzie jak po maśle, że czasem się potykamy. Zwierzęta też mają problemy. Nie takiej wagi jak nasze, ale jednak. Nawet im nie zawsze wychodzi tak jak sobie to zaplanują, a mimo to skaczą dalej. Niesamowite prawda? Niby głupie ptaki o mózgu wielkości orzeszka, a czasem możemy brać z nich przykład.
Trzeci pisklak stanął na krawędzi gniazda. Zacisnęłam mocno kciuki i wstrzymałam oddech. 3, 2, 1… Wyskoczył. Zaczął spadać. Leciał w dół gdy nagle… Przestał spadać i zaczął się unosić.
- Tak! – wykrzyknęłam
Robił kółka, zygzaki i inne jeszcze niewyćwiczone akrobacje, kiedy wylądował na barierce. Patrzył się w moją stronę. Wyciągnęłam do niego rękę. Chciałam go dotknąć, pogratulować tak dobrego pierwszego lotu. Moja ręka znajdowała się 10 centymetrów od niego, kiedy zadzwonił mi telefon. Przestraszyłam się i podskoczyłam. Machnęłam ręką, a malec odleciał.
Buzowały we mnie różne emocje. Z jednej strony cieszyłam się z sukcesu Małego, a z drugiej byłam zła, bo ktoś odebrał mi możliwość zaprzyjaźnienia się z nim. Nie jestem ornitologiem i może to być dziwne, ale czuję jakąś więź między nami. Wydaje mi się nawet, że mnie lubi. No coż… Każdy ma swoje dziwactwa.
Wstałam i sięgnęłam po telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i wypaliłam:
- Serio?







~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam was po prawie dwu miesięcznej przerwie!
Trochę mnie nie było. Fakt, ale mam cel!
Chciałabym wrzucać coś raz na twa może trzy tygodnie, więc w październiku coś jeszcze opublikuję :D
Mam nadzieję, że nadal tu jesteście i mimo tej długiej przerwy nie straciliście chęci do komentowania.
Postaw kropkę w komentarzu! Serio.
Rozdział nie jest najgorszy, ale do najlepszych również nie należy.
Dziękuję osobom, które są nadal ze mną :* ~ Maggielenka

wtorek, 16 sierpnia 2016

Rozdział 30 "Życie uczy niewielu rzeczy oprócz tej jedej. Nie ma drogi powrotu. - Jo Nesbo "Upiory"



Ten rozdział dedykuje Asi.  Mojej bliskiej koleżance i osobie z ogromnym talentem. Dziękuję ci za motywację, wyrozumiałość i te cudowne wspólnie spędzone godziny. <3



Skręciliśmy do następnej uliczki, kiedy poczułem ból i upadłem na ziemię.


Poczułem na sobie ogromny ciężar. No dobra, nie był strasznie duży, a niespodziewany. Usłyszałem tylko zdyszany głos dziewczyny:
- Przepraszam.
Wstałem błyskawicznie i złapałem ją za nadgarstek.
- Nic ci się ...?
- Pies mi uciekł! - rzuciła i wyrwała się z mojego uścisku
Rozejrzałem się i nie zastanawiając dłużej rzuciłem się w pościg. Biegłem za dziewczyną. Gdzieś w oddali dostrzegłem średnich rozmiarów psa. Wyglądał jakby był w swoim żywiole. Jakby do szczęścia nie było mu już nic potrzebne. No może tylko więcej swobody, ale wiedziałem, że jeśli go nie złapiemy dziewczyna będzie przybita. Zupełnie tak jak ja ostatnio. Stracenie kogoś bliskiego, nie zależnie czy zwierzaka czy człowieka, ze świadomością, że możesz go już więcej nigdy nie zobaczyć jest jedną z tych sytuacji, której nie życzysz nikomu.
Wyminąłem dziewczynę i już po chwili dzielił nas metr. Przyspieszyłem i rzuciłem się na niego. Przestraszył się i zaczął się miotać. Było mi go strasznie żal. Jestem pewien, że czuł, że może wszystko, a ja wylałem na niego kubeł zimnej wody.
Szybko wziąłem go na ręce i dałem jedną do powąchania. Z początku nie był skłonny to robić, ale udało mi się go przekonać. Kątem oka dostrzegłem dziewczynę i wręczyłem jej zgubę.
- To chyba należy do ciebie.
- Dziękuje ci bardzo. - głaskala małego - Gdyby nie ty już dawno by uciekł. - zapięła mu smycz - Musze ci się jakoś odwdzięczyć. Co powiesz na lody? - spojrzała na mnie chyba pierwszy raz. Dopiero teraz zwróciłem uwagę na jej delikatnie opadające na ramiona loki w kolorze rudym lekko wpadającym w ciemny blond. Duże brązowe oczy i szeroki uśmiech.
-Hej, a ty to przypadkiem nie jesteś ten z The Deepers? Jak on miał... Bruse Haller?
Już chciałem odpowiedzieć coś w stylu: "Dam ci autograf, ale bądź cicho." kiedy dotarło do mnie, że nie umiem kłamać. Do tego stopnia, że mając dziesięć lat  podczas sprawdzania pracy domowej nauczycielka zapytała mnie czy zrobiłem zadania. Nie miałem jednego. Na pięć. Poprzedniego wieczoru nikogo nie było w domu, więc musiałem sam się ze wszystkim uporać, a mimo moich szczerych starań i nieustannych prób zadanie wciąż było dla mnie niezrozumiałe.
Od zawsze wyznawałem zasadę, że lepiej nie zrobić nic niż zrobić "na odwal się", więc zostawiłem puste miejsce. Nie mniej jednak cztery zrobione zadania na pięć możliwych to jest jakieś 80%. Nie zamierzałem, więc zgłaszać nieprzygotowania. Jak najbardziej odpowiednie (a przynajmniej tak mi się wydawało) powiedzenie "Tak.". Tak też zrobiłem. Było to wręcz zbyt pewne, a wręcz zuchwałe. Nauczycielka przejrzała mnie i wstawiła mi dużego minusa do dziennika. Jak potem tłumaczyła, za kłamstwo i, oczywiście, nie skończoną pracę domową.
Podrapałem się po karku z zakłopotania.
- No nie... Jestem Charlie Lenehan z Bars and Melody.
Przyjrzała mi się uważnie. Zdjęła czapkę z mojej głowy, przełożyła włosy na drugą stronę po czym je trochę wymodelowała.
- No tak. Teraz wiedzę! Jak mogłam się pomylić? Charlie Lenehan uratował mojego psa! Wow! Nikt mi nie uwierzy! - zaczęła skakać i piszczeć
- Bambino? - spytałem nieśmiało i rozłożyłem ramiona
- Bam... co? Ahh... Bambino! Wasza fanka! Nie, nabijam się tylko z ciebie.. - spoważniała - Ale przytulić się mogę. - podeszła i wtuliła się we mnie. - To co? Pozwól, że postawie ci shaka.


~Maggie~
Podjechałam z mama pod dom. Moja noga była już wolna. Nic mnie nie ograniczało. No... Prawie. Weszłam do domu i olewając pytanie mamy na temat obiadu wolnym krokiem udałam się do mojego pokoju. Rzuciłam na łóżko i chciałam odpocząć. Przykryłam się kocem i zamknęłam oczy. Czuję presję. Nie zasnę. Próbowałam oddać się Morfeuszowi, ale nici z tego. Widziałam Leo, mamę, Matilde, Ashley oni wszyscy chcieli mi pomóc. Ja... Po prostu się boje.  Czułam się taka słaba. Byłam tak blisko wyjawienia mu prawdy... Nie jestem zła na mamę za to, że weszła, a może i nawet wdzięczna. Chciałabym mieć to za sobą, a boję się strasznie. Póki co właśnie strach wygrywa. Czuję przypływ złości i zmęczenia. Do tego momentu nie myślałam, że to możliwe. Ciągle bije się z myślami. Przytłacza mnie to. Teraz już nie ucieknę od wyjawienia prawdy Leo. Głupi nie jest. Wie, że coś jest na rzeczy. Wiem, że nie odpuści, a ja czuję ścianę. Niewidzialną barierę. Kurde no boje się po prostu.
Po policzku spłynęła mi pojedyńcza łza.
Boję się odtrącenia, samotności, braku wsparcia. Ktoś może powiedzieć: "Przecież masz rodzinę, przyjaciół którzy cię wspierają." Teoretycznie tak, ale smuta odrażająca prawda jest taka, że ta choroba siedzi we mnie i to mnie będzie wyniszczać od środka. Do końca moich dni...


~ Leondre ~
Nie ukrywam. Czas spędzony z Charliem lekko mnie po cieszył i na chwile oderwał od rzeczywistości.
Jeszcze nie przekroczyłem progu dom, a już usłyszałem krzyk:
- Leondre! Możesz mi wytłumaczyć czemu cie dziś w szkole nie było? Na wagary ci się zachciało?!
- Mamo... Proszę, nie teraz... - spojrzałem w jej stronę.
- Co nie teraz?! Nie unikniesz tej rozmowy!
- Mamo... Maggie trafiła do szpitala.
Kobieta opadła na kanapę, łokcie oparła na kolanach, a usta zakryła dłońmi. Wyglądała na roztrzęsioną. Nie wiedziałem co powiedzieć, więc usiadłem obok niej, a ona przytuliła mnie do swojej piersi. Głaskała moje włosy i co jakiś czas całowała mnie w czoło. Kurczowo mnie trzymała. Powoli zaczynało mi brakować powietrza i z trudem wyswobodziłem się z jej objęć. Nadal nic nie mówiliśmy. Patrzyliśmy przed siebie. Nie wiem co obrałem sobie za cel, ale nie spuszczałem go z oczu. W końcu wydusiłem:
- Mamo... Ona jest chora.
Kobieta ponownie mnie obięła. Przez krotką chwilę, która wydawała się dłużyć się w nieskończoność, nie mówiła nic. Zupełnie jak ja.
- Boisz się o nią? - spytała delikatnie i ciszej niż wcześniej.
Niezauważalnie pokiwałem głową.
- Maggie też się boi. Wszyscy się boimy, choć wiem, że ty stoisz na podium. Choroby przewlekłe są zmorą i koszmarem, ale nie wyrokiem śmierci. Szcęście choroba Mag nie jest aż tak rozwinięta. Białaczka w tym stopniu...
- Co?!
W tym momencie czułem jakby serce mi stanęło. Nie wierzę w to. To po prostu nie możliwe.
Maggie ma białaczkę?! Jak?! Przecież ona... Błagam nie...
Poczułem się postrzelony. Serce mi stanęło na nazwę tej choroby. Nie mogłem oddychać. Kolana się pode mną załamały. Opadłem na ziemię i zakryłem twarz dłońmi. Czułem się tak jakby coś we mnie pękło. Jakby coś zostało mi zabrane. Jakbym stracił coś cennego. Nie mogę uwierzyć, że nic nie zauważyłem. Nie mogę być aż tak mało spostrzegawczy.
- Matko ty nic nie wiedziałeś!
Mama wstała, złapała się za głowę i zaczęła krążyć po pokoju.
- Boże, Leondre. Myślałam, że wiesz! Co ja zrobiłam?! Jak ja mogłam?! Przecież ona nie miała czasu ci to powiedzieć. Czy musiała zwlekać?! Koszmarna ze mnie matka. Jak mogłam to zrobić...
Nie zwracałem uwagi na to co mama mówi. W głowie w ciąż brzmiały mi jej słowa. Nie mogę w to uwierzyć. Mój świat się właśnie zawalił. Jedno zdanie. Jedno słowo. Może zranić bardziej niż fizyczny cios.



~Charlie~
Słońce powili zachodziło i robiło miejsce księżycowi. Wiał delikatny wiaterek, a ja siedziałem przy stoliku przed kawiarnią i podziwiałem jak pięknie wyglądają drzewa o zachodzie słońca.
Kawiarnia znajdowała się naprzeciwko parku w którym to dokonałem bohaterskiego czynu. Nieznajoma mi jeszcze do końca dziewczyna stwierdziła, iż lepiej będzie, żeby to ona wybrała co będziemy pić. Skoro stawia to ma jakieś przywileje.
Po jakimś czasie opuściła budynek i zaczęła kierować się w moją stronę. Ostatnio mam coraz mniej czasu na czynności takie jak ta. Szkoła, praca, nagrania, obowiązki. Długo by wyliczać.
Nie mam już kiedy usiąść na ławce i poobserwować jak liście tańczą na drzewach poruszane przez wiatr, jak nieznajomi ludzie przechodzą pogrążeni w myślach, jak dzieci beztrosko bawią się na placu zabaw.
- Co to jest? - pytam przenosząc wzrok na kubek
- Coś czego na pewno byś nie kupił. - stoi dumnie nade mną po czym bierze głęboki wdech i siada naprzeciwko
W wysokiej szklance znajdował się zielony napój z pianą na szczycie. Przyozdobiony był słomką w tym samym kolorze. Całość wyglądała bardzo dobrze, ale czy aż tak apetycznie by to pić?
Posyłałem jej pytające spojrzenie, a ona tylko wybucha śmiechem. Zlustrowałem szklany przedmiot raz jeszcze i chwyciłem słomkę. Delikatnie i wolno zamieszałem napój po czym jeszcze raz kontrolnie spojrzałem na dziewczynę. Ta ponownie wybuchła śmiechem. Włożyłem rurkę do ust i zacisnąłem powieki wciągając napój. Kiedy dotarł do moich ust przestałem i posmakowałem. Najwyraźniej wpadło mi w złą dziurkę i zareagowałem kaszlem. W ciąż się krztusząc spytałem:
- Co ty mi zmiksowaną trawę dałaś?!
Dziewczyna zaśmiała się. Zawtórowałem jej przez co krztusiłem się jeszcze bardziej, a jej śmiech nie ustawał.
- Bardzo ci dziękuje. - powiedziała unosząc kąciki ust
- Ale za co? - spytałem śmiertelnie poważnie.
Na moje słowa dziewczyna zaśmiała się krótko a znacząco.
- Uratowałeś mi psa. To chyba wystarczający powód.
- Nie ma za co. - uśmiechnąłem się delikatnie nie patrząc na nią - Nie mogłem zareagować inaczej. Przypominało mi się kiedy to mi zgubił się pies. Też sam bym sobie nie poradził. Gdyby nie moja przyjaciółka pewnie teraz bym go nie widział....


~*~

- On się nie znajdzie. - szepnąłem Ashley się ode mnie odsunęła, więc zrobiłem to samo. Patrzyła na mnie trochę jakby w pretensji i tym dodawała mi otuchy.
- Przestań! Jasne, że się znajdzie. 
- Ja wiem i ty wiesz, że to koniec. Już go nie zobaczę... - łza ponownie spłynęła mi po policzku. Wytarła ją i mówiła dalej:
- Śpiewasz żeby nie tracić nadziei, że się uda. Motywujesz i pomagasz wielu ludziom. Teraz musisz sam w to uwierzyć. - uśmiechnęła się i tym razem odwzajemniłem gest. 
- Dziękuję.
Przytuliła mnie. Tym jednym małym gestem. Krótką wypowiedzią. Uśmiechem dodającym otuchy, dała mi nadzieję. Nadzieję, której potrzebowałem najbardziej.
Po chwili się ode mnie odsunęła i spojrzała na mnie śmiejącymi się oczyma.
- Możemy zrobić ogłoszenia i rozwiesić po mieście.
Przytuliłem ją do siebie jeszcze mocniej niż poprzednio i wyszeptałem na ucho:
- Jesteś genialna. Nie wiem co bym bez ciebie zrobił. 

~*~


Kończąc monolog spojrzałem na nią spode łba.
- Masz wspaniałą przyjaciółkę. - powiedziała opierając łokcie na stole
- Tak... - bawiłem się rurką - Tyle, że ona już chyba nie jest moja przyjaciółką...
Zapadła cisza. Oboje milczeliśmy nie wiedząc co dalej powiedzieć. Wokół słychać było rozmowy ludzi. Mało które słowa dało się usłyszeć, ale każdy mówił o czymś innym i to było pewne.
Cisza dla dziewczyny musiała być męcząca, bo ją przerwała:
- Przepraszam, że cię pomyliłam z tym Hallerem.
- Nie ma sprawy.
- Źle mi z tym. To nie może być przyjemne, kiedy jesteś gwiazdą, a ktoś myli cię z inną.
- Myślę, że to samo odczuwają też inne osoby.
- Masz rację... Ale mimo to przepraszam.
- Uznajmy po prostu, że słońce zaświeciło ci w oczy, ja stałem pod drzewem, miałem czapkę, której zwykle nie noszę i ukrywałem pod nią oczy no i włosy były przerzucone na drugą stronę.
Dziewczyna zachichotała.
- Wiesz... Myślałam, że jesteś inny.
Wziąłem łyk napoju.
- To znaczy?
- Kiedy się spotkaliśmy pierwszą, rzeczą jaką mi powiedziałeś było to, że grasz w zespole. Brzmiało to jakbyś się chwalił. Jakbyś pragnął bym się na ciebie rzuciła. Fakt sprowokowałam cię, ale musisz  przyznać nie zrobiłeś dobrego wrażenia.
- Heh. Dzięki.
- Nie zrozum mnie źle. Mimo tego incydentu jesteś serio fajnym gościem! Zdecydowanie różnisz się od tych wszystkich gwiazdeczek.
- A spotkałaś jakieś?
- Wiesz, że tak. - zaśmiała się - Aż dziwne, że nie masz dziewczyny.
- Skąd wiesz, że nie mam?
- Właśnie to przyznałeś.
Takiej zagrywki się nie spodziewałem, ale dłużnym nie pozostałem.
- A chciałabyś nią być?







~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witajcie kochani!
To była najdłuższa przerwa na tym blogu! Zdecydowanie!
Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba i, że choć część z was nadal tu jest.
Wierzę, że ostatnie tygodnie wakacji mijają wam bardzo dobrze.
Do września żaden rozdział nie pojawi się na bank.
Skoro wytrzymaliście miesiąc, trzy tygodnie to dla was pestka!
postawcie kropkę na znak, że jesteście i czytacie.
Do następnego! ~ Maggielenka <3

wtorek, 26 lipca 2016

Info!!


Witajcie kochani!
Jak widzicie nie ma rozdziału. Co więcej miał być tydzień temu. Pamiętacie, że miały być regularnie? Taa... No i będą. Chyba. Postanowiłam, że rozdziały będą raz na dwa tygodnie. Maksimum trzy, ale licznę na dwa.
Wakacje wyobrażałam sobie raczej jako czas kiedy będę tylko pisać i pisać i będzie ich aż nadto, ale jest jak jest.
Raz nie ma internetu, raz chęci, innego razu czasu czy pomysłów.
Aktywność na blogach jest dość mała i do września raczej się to nie zmieni.
Żeby nie było, JA NIE ZAWIESZAM BLOGA. Będę po prostu rzadziej wyrzucać rozdziały.
Do będzie dobre i dla mnie i dla was. Tak mi się zdaje. Mniej nadrabiania, więcej czasu na inne rozmaite rzeczy.
Także nie przedłużając:
Dziękuje za tą aktywność która jest. Za komentarze szczególnie.
Miłych wakacji wam życzę i do zobaczenia niebawem :)
~ Maggielenka

niedziela, 10 lipca 2016

Rozdział 29 "Nie liczy się to z kim rozmawiasz w ciągu dnia. Liczy się to o kim myślisz przed snem."



- Mag! - o wilku mowa - Wiesz jak się o ciebie martwiłem? Nie rób mi tak więcej!  - Zaśmiałam się. Rozumiem go, ale nie moge obiecać. Po co obiecywać skoro wiesz, że nie dotrzymasz słowa? - Leo... 


Chłopak przysiadł się na krześle obok mojego jakże cudownego łóżka. Złapał mnie za rękę i spojrzał w oczy. Widziałam w nich strach, ból i nadzieję. Nadzieję na co? Że mu powiem? Powinnam. Wzięłam wdech w duszy i z ciężkim sercem pełna obaw zaczęłam:
- Leondre za długo to przed tobą ukrywam...
- Mag! - usłyszałam moją mamę - Kochanie moje! 
Podbiegła i mocno mnie przytuliła. Czułam bicie jej serca, które z początku waliło jak szalene, a z czasem zaczęło się uspakajać. Odsunęła się i pocałowała mnie w czoło. Chwilkę po tem wszedł lekarz.
- Dzisiaj panią wypiszemy. - panią? Serio? Aż tak staro wyglądam? - Za jakieś pół godziny dostanie pani wypis.


~Leondre~
Gdy lekarz wyszedł mama Maggie zaczęła wypytywać co, gdzie, jak. Doszedłem do wniosku, że jestem tu zbędny. Wstałem, a kszesło zaskrzypiało. Wtedy kobieta jakby oniemiała. Spojrzała na mnie i wręcz się rzuciła. Na początku
 pomyślałem, że fanka, ale kiedy zaczęła mi dziękować przypomiało mi się czego dokonałem. Przytuliła mnie nawet, a do ucha szepnęła:

- Byłbyś idealnym materiałem na zięcia.  - zamurowało mnie, a mimo to próbowałem się uśmiechnąć. Nie wyszło najlepiej, ale cóż. Nie często słyszy się takie słowa.
Posiedziałem tam jeszcze chwilkę po czym zacząłem się zbierać. Odprowadziłem Mag do samochodu i skierowałem się w stronę domu. Szedłem ulicą rozmyślając o wydarzeniach z przed paru godzin. Mag bez wątpienia jest chora. Fakt, długo ze sobą nie jesteśmy, ale o chorobie powinna mi powiecieć. To jest jedna z najważniejszych informacji. Priorytet. Dziwię się, że nie zauważyłem tego wcześniej. Czymś to się musiało objawiać. Ciąglę mam przed oczami na wpół oddychającą Maggie. To było okropne przeżycie. Mam nadzieję, że to się nie powtórzy. Biedna moja kochana księżniczka. Szczęście, że chociaż noc spędzi w domu. Pomyśleć, że zaledwie sekunda, a znałbym nazwę tej choroby. No cóż, może nie jest mi dane tego wiedzieć... 
Na ziemię przywrócił mnie telefon. Bez wahania odebrałem nie patrząc na wyświetlacz. 
- Halo.
- Leo wpadnij do mnie. Mam ci coś do powiedzenia. 
- Wiesz ja...
- Do zobaczenia! - rzucił i się rozłączył
Poczłapałem do domu przyjaciela. Z jenej strony miałem ochotę porozmyślać, a z drógiej nie chciałem wracać do domu ani siedzieć na dworzu. Gdy temperatura spada Leo pod kocem się układa. To moje motto.
Dotarłem do celu i pez pukania wszedłem do budynku. Spędzam tu tak dużo czasu, że czuje się niemal członkiem rodziny.
- Mów co jest!
Wpadłem do pokoju blondyna. Zastałem go wpatrzonego w telefon. No tak, wolna chwila to se poszperam w internecie. Do czego zmierza ten świat....
- Dzięki, że jesteś.
- Nie ma sprawy. A teraz mów. - usiadłem na krześle obrotowym, a Charlie przycupnął na łóżku i podparł głona rękech. 
- Jestem skończony.
- Co?
- Ashley i ja... To jest nierealne. 
- Zaraz wracam.
- Gdzie idziesz?
- Po termometr. - uśmiechnął się lekko pod nosem 
- Widziała jak Ruth mnie całuje.
- Co?!
- Nie w usta! W policzek...
- Rujnujesz sobie jakiekolwiek szanse w niej. Pcoś to zrobił? Ponoć ją kochasz, a całujesz się z inną?!
- To nie tak jak myślisz. 
Spojrzałem na niego z jedną brwią wyżej od drugiej. Przypomniała mi się scena z filmu kiedy to chłopak mówi to dziewczynie. Gdy blondyn skojarzył wybuchliśmy śmiechem.
- OK. Mów jak było.


~Ashley~  
Cały ten dzień chodziłam nabuzowana. Charlie Lenehan jest dla mnie jedną wielką tajemnicą. Nie powiem, że mnie zdradza, ale na pewno przeczy sobie i niszczy moje zaufanie. Myślenie o nim doprowadza mnie do szału, a ja mam jeszcze z nim jakiś projekt robić! Nie widzę tego. Poprawka. Nie chcę tego widzieć.
Wyszłam ze szkoły. Chciałam się jak najszybciej od niej oddalić, ale poczułam, że ktoś łapie mnie za rękę. Instynktownie zareagowałam.
- Charlie! - wydarłam się - A to tylko ty.
- Tak, tylko ja... - udał smutnego, ale tego nie wyczułam
- Przepraszam! - krzyknęłam pełna złości, która jeszcze ze mnie nie uleciała - Jestem rozdrażniona. 
- Chcesz się wygadać? - nie odpowiedziałam tylko pociągnęłam go w kierunku parku
Prowadziliśmy rozmowę, która wyglądała następująco: Ja krzyczę, Jamez mówi spokojnie.  
- Czekaj, czyli on bez twojej zgody zgłosił waszą parę? - dopytywa
- Tak!
- No to przecież znaczy, że cię kocha!
- W takim razie jak wytłumaczysz ten pocałunek?
- Pytanie tylko czy on go chciał.
- Skoro się nachylał to chyba jasne.
- Wiesz... Charlie to gwiazda. Ma fanki wszędzie, a dla takiej pocałowanie go w policzek jest czymś na skale gwiazdki z nieba. 
Zastanowiłam się nad tym przez chwilkę po czym dodałam:
- Może i ma to jakiś sens...
- No jasne, że ma!
- Ale, to nie jest zwykła fanka, a psycholka! Na dodatek jego była.
Zaczął rozmyślać marszcząc czoło i gładząc się po brodzie ala Holmes. Nie no co ja mówię, nie robił tego bo już znał odpowiedź. 
- A jeśli to miało na celu wzbudzenie zazdrości u ciebie...
- Jeśli tak zrobił to znak, że mnie nie za.
- A dałas mu się poznać?
Zmieszałam się i palnęłam:
- Przestań gadać jak filozof! - odbiegłam od tematu na co się zaśmiał odchylając głowę do tyłu
- Cała ty!
- Co?
- Za to cię uwielbiam! - spojrzał na mnie 
Przystanęłiśmy i odwróciliśmy się do siebie przodem. Patrzyłam w jego oczy w których się zatracałam. Zaczęły mi się przywracać wspomnienia. Chłopak zrobił coś nie oczekiwanego. Zaczął się do mnie zbliżać. Jego twarz była coraz bliżej mojej. Czułam, że chce mnie pocałować. W środku byłam spanikowana, a na zewnątrz wydęłam usta i czekałam na ich zetknięcie. Poczułam je i w tym momencie coś we mnie pękło? Chyba tak można to nazwać. Jego usta znajdowały się na moim czole. Poczułam się głupio. Niby tego nie zauważył, nie wiedział, a ja straciłam pewność siebie.. Jak mogłam myśleć, że mój przyjaciel, mój były chce mnie pocałować? To idiotyczne. Najpierw mnie pociesza, pomaga rozwikłać sprawę mojego "kochasia", a tuż po tym całuje. Jak mogłam o tym pomyśleć. Czuje się idiotycznie. 
James odsunął swoje  usta i spojrzał w moje przerażone oczy.
- Wszystko ok? - spytał zagarniając kosmyk włosów za moje ucho.
- Tak, po prostu...
- Po prostu, co?
- Po prostu boi mnie głowa.
Szatyn dotknął mojego czoła sprawdzając mi temperaturę. Wychylilam się by przed nią ucieć.
- Przepraszam. Muszę już iść. Pa. - odwróciłam się i pobiegłam przed siebie zostawiając zdezorientowanego chłopaka w tyle.






~Charlie~ 
Dostałem opierdziel od Leondre, ale myślę, że wyszło mi to na dobre. 
- Nie wiem co zrobisz, ale życzę ci powodzenia.  
- Myślisz... Że mam jeszcze szansę?
- Do póki żyjesz masz. - chłopak spojrzał na telefon - Będę już spadać.
Zszedłem z brunetem na dół i usłyszałem krzyk mamy:
- Charles, idź z psem na spacer.
- Brooke... -zacząłem
- Brook już się wykąpała. Nie będzie teraz wychodzić na dwór, bo się jeszcze przeziębi.
No tak. Starszy zawsze ma najgorzej. To on musi przekonywać rodziców, żeby  móc pójść sam do sklepu, szkoły czy wrócić do domu po wieczorynce, a młodsi mają już wszystko załatwione. Gdyby tego było mało mają dostęp do tego wcześniej. Gdzie ta sprawiedliwość ja się pytam!
- Troy! Choć do mnie! Choć! - podrapałem go po brzuszku i wyszliśmy.
Przekroczyliśmy furtkę. Leondre poszeł w prawo a ja razem z Troy'em w lewo do parku. Po dotarciu do celu, co trwało jak zwykle dłużej niż myślę, zaczęliśmy spacerować ścieszkami. Nie wiem o czym myślał Troy. Pewnie gdzieby tu zaznaczyć swój teren, a ja... Cóż.
Skręciliśmy do następnej uliczki, kiedy poczułem ból i upadłem na ziemię.










~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Witajcie kochani!
Dawno mnie nie było, nie?
Ale spokojnie, powracam!!
Jak tam wam wakacje mijają?
Mi całkiem nieźle ;)
Co do rozdziałów postaram się by były regularnie, ale nie wiem czy się to uda.
Proszę zostawcie po sobie kropeczkę - .
Do następnego <3 ~ Maggielenka