- Aż dziwne, że nie masz dziewczyny.
- Skąd wiesz, że nie mam?
- Właśnie to przyznałeś.
Takiej zagrywki się nie spodziewałem, ale dłużnym nie pozostałem.
- A chciałabyś nią być?
- Mam odpowiedzieć szczerze czy powiedzieć to co chcesz usłyszeć?
- A co chcę usłyszeć? – uśmiechnąłem się zawadiacko
Chwilę się zawahała po czym odpowiedziała:
- Nie bierz tego do siebie, ale nie chciałabym być dziewczyną twoją ani innej gwiazdy. Taka nie ma łatwego życia. Fanki źle jej życzą, za każą cenę próbują popsuć ten związek, a ona powoli nie daje sobie rady. Hejtują ją, obrażają, wyzywają, a ona mimo, że nie chce bierze część z tych obelg do siebie. Współczuję takim. Na dodatek później przychodzi kryzys. Trudne, naprawdę trudne życie...
Wzięła słomkę do ust i zaczęła powoli sączyć napój podczas gdy ja przetwarzałem jeszcze jej słowa. Nie spodziewałem się takiej odpowiedzi. To co powiedziała naprawdę ma sens i sam nie wiem czy to dobrze. Zaczynam powoli rozumieć o co chodzi Ashley, a przynajmniej mam taką nadzieję.
~ Leondre ~
Siedziałem na dywanie z twarzą skrytą w dłoniach. Cała była mokra od łez. Wciąż nie dowierzałem w to co usłyszałem parę minut temu. Odkąd mama wypowiedziała nazwę tej choroby nie potrafiłem zebrać się w sobie i podnieść wzroku. Nie wiedziałem czy kobieta poszła czy została i jest przy mnie. Czułem pustkę a mimo to przepełniony byłem bólem.
Wolno otworzyłem oczy i przetarłem twarz wierzchem dłoni. Wstałem podpierając się o kanapę i niepewnie postawiłem krok do przodu jakby bojąc się, że podłoga się pode mną zawali. Mama podniosła głowę, a jej oczy skierowane były ku mnie. Bacznie obserwowała moje ruchy choć na chwilę nie spuszczając ze mnie wzroku.
Wolno skierowałem się do drzwi wejściowych. Położyłem rękę na klamce. Miałem jeden cel. Pójść do Mag i wszystko wyjaśnić. Nacisnąłem uchwyt i w tym momencie poczułem się jakby wybudziło mnie ze snu.
- Leondre… - Znieruchomiałem. - Gdzie idziesz?
Nie odpowiedziałem nic. Sam nie wiem dlaczego. Nie miałem na to siły, ochoty albo po prostu nie chciałem marnować czasu.
- Leondre, nie... - zaczęła.
- Muszę się z nią spotkać. – powiedziałem cicho i niewyraźnie
Nacisnąłem klamkę i jedną nogą przestąpiłem próg. Druga jednak nadal była w domu. Coś mnie blokowało. Poczułem jej rękę na ramieniu.
- Nie idź tam.
Próbowała mówić spokojnym tonem. Mimo to w jej głosie ciągle można było usłyszeć napięcie.
- Ale ja chcę.
Powiedziałem sam nie do końca wierząc, że chce rozmawiać z nią na ten temat. Chciałem pociągnąć drzwi, ale nie mogłem. Kobieta zastawiła je nogą.
- Leondre… Wiem jak ci ciężko, jesteś w szoku. Wiem, że chciałbyś ją teraz zobaczyć, ale proszę cię zastanów się. Nie działaj pod wpływem impuslu. Dziś był dla was trudny dzień. Maggie jest zmęczona. Bądź wyrozumiały. Jutro ją odwiedzisz, a teraz sam przemyśl sobie te wydarzenia. To będzie dobre dla was obojga.
Spuściłem głowę w dół. Czułem się taki bezradny. Byłem przybity. Targały mną różne emocje. Strach, złość, smutek.
Mama nadal stała przy mnie. Podszedłem do niej i się przytuliłem. Dawno tego nie robiłem. Zawsze dawałem jej co najwyżej buziaka w policzek, a teraz potrzebowałem jej ciepła, bliskości. Potrzebowałem posłuchać bicia matczynego serca. Poczuć, że jest przy mnie, że mnie wspiera
Kobieta trzymała mnie blisko przy sobie i lekko kołysała. Wiedziałem, że jej też tego brakowało. Wiedziałem też, że czuje się winna. Ja mimo to byłem jej wdzięczny.
- Dziękuję. – powiedziałem półszeptem, a jedna łza spłynęła mi po policzku
- Za co? – spytała wyraźnie zaskoczona
- Że mi powiedziałaś.
Mama odsunęła się delikatnie i spojrzała mi w oczy. Otarła kciukiem tą samotną łzę.
- Nie wiadomo ile jeszcze Maggie ma zamiar zwlekać z tą rozmową, a kiedy już do niej dojdzie będzie nam łatwiej przez nią przebrnąć.
Kobieta uśmiechnęła się smutno gładząc moją skroń.
- Cieszę się, że nawet w tak trudnych sytuacjach potrafisz znaleźć choć najmniejszy pozytyw.
Uniosłem lekko moje kąciki ust chcąc się uśmiechnąć, ale wyszedł mi tylko grymas.
Rodzicielka pocałowała mnie w czoło i jeszcze mocniej przytuliła.
~Charlie~
Leżałem na łóżku pogrążony w myślach. Nie mogę przestać rozmyślać o wypowiedzi dziewczyny. Nie zdawałem sobie sprawy, że to może tak wyglądać. Myślałem, że hejterzy i fanki ich nie sięgają, a zdaje się być zupełnie inaczej. Zastanawia mnie skąd ona o tym tak dobrze wie, ale zostawię sobie to pytanie na kiedy indziej.
Usłyszałem delikatne pukanie do drzwi. Po czym do pokoju weszła mała blondyneczka. Nie wyglądała jednak tak jak rano. Brakowało jednego. Uśmiechu.
- Co się stało? - spytałem podnosząc się do pozycji siedzącej.
Dziewczynka lekko uniosła kąciki ust i usiadła obok mnie.
- Charlie? – zaczęła
- Tak?
- Mam pytanie.
- Więc słucham.
- Zaprosisz Ashley do nas?
- Ashley? – spytałem zdziwiony
- No wiesz... tą twoją koleżankę.
- Tyle, że…
- Stęskinałam się za nią.
Muszę przyznać, że zszokowała mnie ta odpowiedź. Nie miałem pojęcia, że nie jestem jedyną osobą w tym domu której jej brakuje.
- Charlie? – spojrzała na mnie swoimi dużymi brązowymi oczami. Jak zawsze miała w nich taką małą iskierkę.
- Tylko widzisz… Ostatnio się nie najlepiej się między nami układa...
Brooke ciężko westchnęła. Wiem, że bardzo dobrze się z nią dogaduje. Tym bardziej źle mi z tym, że to ja jestem główną przeszkodą i jednocześnie drogą do ich spotkania.
~*~
Brooke złapała dziewczynę za rękę i pociągnęła w stronę placu zabaw. Dobiegłem do Ashley i usiadłem na ławce obok niej. Gadaliśmy i śmialiśmy się, kiedy podbiegła do nas blondyneczka.
- Pić mi się chce. - powiedziała i spojrzała na mnie oczami kota ze Shrek'a. Dobrze wie, że na mnie działają
- Dobra. Idę do sklepu na rogu. Zaraz będę.
Wstałem i ruszyłem przed siebie. W sklepie kolejki nie było. Wziąłem więc wodę, zapłaciłem i wyszedłem.
Wracając widziałem, że dziewczyny rozmawiają. Nie widziałem ich min, ale jestem pewny, że była to rozmowa, która musiała odbyć się bez mojego udziału. Skręciłem w lewo. Brooke natychmiastowo to zauważyła i rzucając coś Ashley wstała z ławki. Podeszła do mnie jak gdyby nigdy nic.
- Hej. - wyrwała mi butelkę z ręki. - Dziękuję. - Nie wzięła ani łyka i pobiegła na plac zabaw.
Odwróciłem się w stronę blondynki jeszcze lekko zmieszanej i siadając spytałem:
- O czym gadałyście?
- O dziewczęcych sprawach. - odpowiedziała ze szczerym uśmiechem na twarzy. Widząc moją reakcję dodała - Nie pytaj.
- OK. - odrzekłem i wróciłem do rozmowy sprzed paru minut
~*~
Jest mi źle z tym, że nie spotkają się chyba, że ja to zainicjuję, a z tym może różnie być.
- Tęsknisz za nią? – spytała cichutko
Przez chwilę nic nie mówiłem. Przestałem głaskać jej głowę. Zastanawiałem się nad odpowiedzią. Dzieci w jej wieku jak nikt potrafią wykryć kłamstwo, a z drugiej strony są ciekawskie i nie mają bariery do zadawania pytań.
- Tak. – powiedziałem szeptem.
- To czemu jej nie zaprosisz? – spytała odrywając się ode mnie i spojrzała mi w oczy.
Te ciekawskie oczka, którym możesz powiedzieć wszystko. Mimo iż czasem nie chcesz, to coś cię do tego skłania.
- To nie takie proste…
- No tak. Skomplikowane życie dorosłych.
Zaśmiałem się, a na jej twarz również zawitał uśmiech.
~*~
Obudziłem się dość wcześnie. Nie wiem która była godzina, ale na moje oko za wcześnie by wstawać o takiej porze i to jeszcze w sobotę. Chciałem zamknąć oczy i ponownie odpłynąć, ale czułem się dziwnie rozbudzony. Uznałem, że nie będę marnować tak pięknego dnia i usiadłem na łóżku. Tuż po tym dostałem zawału. Moje oczy wyszły z orbit a serce na chwilę stanęło. Zadawałem sobie jedno pytanie - Jak?
Na krześle obrotowym siedział Leondre. Nie robił nic. Nie ożywił się na moją reakcję. Nie kręcił się co ma w zwyczaju robić. Nawet się nie uśmiechał. Był taki… inny. Nieswój. Jakby ktoś zabrał mu kawałek duszy. Jedyne co robił to oddychał. Choć momentami i tego nie byłem pewien. Siedział i patrzył się na mnie a ja na niego. Nie wyglądało na to by chciał zaczynać tę rozmowę, więc zrobiłem to ja.
- Od jak dawna tu siedzisz?
Chłopak postawił nogi na ziemi i przekręcił się na krześle w prawo po znów w lewo. Po chwili powiedział:
- Nie miałem serca cię budzić.
Po tych słowach wiedziałem, że dzieje się coś złego. Nie trzeba go znać, żeby to wyczuć. Nie wyglądał jak prawdziwy Leondre którym jest na co dzień. Działo się z nim coś nie dobrego, a ja nie mogę tego tak zostawić. Leo jest takim moim akumulatorkiem. Ładuje mnie pozytywną energią, a kiedy jemu jej brakuje to tak jakby słońce przestało świecić.
- Leondre. Co jest? - spytałem poważnie
Chłopak zakrył twarz dłońmi, przetarł palcami wskazującymi oczy i usiadł obok mnie na łóżku. Zrobiłem mu miejsce i czekałem aż zacznie. Oparł ręce na kolach. Parę razy próbował zacząć wypowiedź, ale widać nie wiedział od czego.
- Chodzi o Maggie... - zaczął, ale nie kończył
- Pokłuciliście się?
Pokręcił głową i próbował dalej.
- Ona... Wczoraj zamiast iść na lekcje Joey zawiózł nas do galerii. - mimowolnie się uśmiechnąłem - Było naprawę super dopóki... - zatrzymał się. Położyłem mu rękę na ramieniu starając się dodać mu otuchy - Byliśmy w jednym ze sklepów odzieżowych. Odwróciłem się na chwilę, a kiedy spojrzałem ponownie na Mag leżała na ziemi i dusiła się... - słysząc to ciśnienie mi się podniosło a serce zaczęło szybciej bić. Postanowiłem mu jednak nie przerywać - Nie wiedziałem co mam robić. Ona się dusiał! Dusiła się rozumiesz?! - był zrozpaczony. Krzyczał, płakał - Próbowała mi coś powiedzieć, ale nie rozumiałem jej. Dzięki Bogu jakaś kobieta wiedziała o co jej chodzi... Gdyby nie ona... - pociągnął nosem. Dałem mu chusteczkę i obiąłem ramieniem. Wyswobodził się z moich obięć i kontynuował. - Ona... ta kobieta... Wbiła jej to w udo. Jakąś igłę. - pociągnął nosem - Potem przyjechała karetka. Nie mogłem z nimi jechać. - zrobił przerwę by się uspokoić. - Mag ma białaczkę.
Informacja ta dotarła do mnie niczym strzała. Nie mogłem uwierzyć w słowa mojego przyjaciela. Białaczka? Mag nie wyglądała na osobę chorą. Fakt nie spędzałem z nią wiele czasu, ale zdawała się być pełna życia. Nawet przez chwilę nie pomyślałbym, że może cierpieć na tak poważną chorobę.
Rozumiem reakcję Leondre. Sam nie wiedziałbym jak zareagować i nie dziwię się, że się teraz za to obwinia mimo iż nie ma ku temu podstaw.
~Ashley~
W tym domu każdy ma swoje ulubione miejsce. Mag przepada za swoim łóżkiem, mama za stołem w kuchni, a ja... Ja uwielbiam mój balkon. Nie jest duży. Powiedziałabym, że malutki, ale to jaki mam niego widok rekompensuje wszystko.
Siedziałam na zimnych posadzkach ubrana w długie dresy, crop top i bluzę wpatrując się w drzewo naprzeciwko. Pół roku temu dwa rudziki uwiły sobie gniazdko, a teraz uczą już swoje małe latać. Przypatrywałam się im z wielkim zaciekawieniem. Pierwszy pisklak zaczął spadać gorączkowo machając skrzydłami. Nie udało mu się to i potrzebna była interwencja taty. Drugi musiał wziąć przykład z brata, bo skończył dokładnie tak samo.
Dobrze jest wiedzieć, że nie tylko nam, ludziom, wszystko idzie jak po maśle, że czasem się potykamy. Zwierzęta też mają problemy. Nie takiej wagi jak nasze, ale jednak. Nawet im nie zawsze wychodzi tak jak sobie to zaplanują, a mimo to skaczą dalej. Niesamowite prawda? Niby głupie ptaki o mózgu wielkości orzeszka, a czasem możemy brać z nich przykład.
Trzeci pisklak stanął na krawędzi gniazda. Zacisnęłam mocno kciuki i wstrzymałam oddech. 3, 2, 1… Wyskoczył. Zaczął spadać. Leciał w dół gdy nagle… Przestał spadać i zaczął się unosić.
- Tak! – wykrzyknęłam
Robił kółka, zygzaki i inne jeszcze niewyćwiczone akrobacje, kiedy wylądował na barierce. Patrzył się w moją stronę. Wyciągnęłam do niego rękę. Chciałam go dotknąć, pogratulować tak dobrego pierwszego lotu. Moja ręka znajdowała się 10 centymetrów od niego, kiedy zadzwonił mi telefon. Przestraszyłam się i podskoczyłam. Machnęłam ręką, a malec odleciał.
Buzowały we mnie różne emocje. Z jednej strony cieszyłam się z sukcesu Małego, a z drugiej byłam zła, bo ktoś odebrał mi możliwość zaprzyjaźnienia się z nim. Nie jestem ornitologiem i może to być dziwne, ale czuję jakąś więź między nami. Wydaje mi się nawet, że mnie lubi. No coż… Każdy ma swoje dziwactwa.
Wstałam i sięgnęłam po telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i wypaliłam:
- Serio?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam was po prawie dwu miesięcznej przerwie!
Trochę mnie nie było. Fakt, ale mam cel!
Chciałabym wrzucać coś raz na twa może trzy tygodnie, więc w październiku coś jeszcze opublikuję :D
Mam nadzieję, że nadal tu jesteście i mimo tej długiej przerwy nie straciliście chęci do komentowania.
Postaw kropkę w komentarzu! Serio.
Rozdział nie jest najgorszy, ale do najlepszych również nie należy.
Dziękuję osobom, które są nadal ze mną :* ~ Maggielenka