POSTAW
KROPKĘ W KOMENTARZU!!!
(ANONIMKI
TEŻ MOGĄ)
No hej. Jak się bawicie? - skierowałam wzrok na blonyna - A ty Charlie? - gdy tylko spojrzałam w te jego niebieskie oczka odwróciłam się do niego przodem i ciągnęłam dalej - Już znalazłeś sobie inną, tak?! Wczoraj jeszcze mówiłeś mi, że mnie kochasz, a teraz obściskujesz się z tą suką?!
- Suką?! Ja chociaż mam czym poświecić. - palnęła i spojrzała na mnie z dezaprobatą.
- Błagam cie. - spojrzałam na nią filuternie - Myślisz, że takim tekstem mnie zranisz? Poniżysz? Nic tym nie wskórasz. Jedyne co to pokarzesz jak bardzo płytka jesteś i jak bardzo zależy ci na wyglądzie zewnętrzym. Morda w kubeł i won! - szczerze nie myślałam, że kiedykolwiek wypowiem te słowa na głos, ale cieszę się, że to zrobiłam
Zdziwiłam się, ale zgasiłam ją. Dziewczyna co prawda nie poszła, ale odsunęła się od nas na jakiś metr. Błagam! Ona zupełnie odbiera mu prywatność, kontroluje go, a ten z tym NIC nie robi. Jego sprawa.
- Wyznajesz mi miłość, a dzień po wydarzeniu obściskujesz się z jakąś lasią?! Wiesz jakie mamy określenie na takiego jak ty w Polsce? Dupek! - krzyknęłam w niezrozumiałym dla niego języku
- Ashley ja... - zaczął tak niewinnym tonem, że automatycznie zmienił i mój
- Po co to wszystko? Te wszystkie spacery, słowa, godziny? W jakim celu to robiłeś? - już nawet nie krzyczałam. Po prostu chciałam znać prawdę.
- Jak to "po co"?! Może dlatego, że mi kurde na tobie zależy?! - wydarł się i momentalnie ochłonął. Poczułam na sobie wzrok wszystkich zajdujących się w tym czasie przed szkołą. - Ale rozumiem, że wolisz Jameza...
- Kiedy ty w końcu zrozumiesz, że jesteśmy tylko przyjaciółmi?!
Rzuciłam i odbiegłam słysząc za sobą tylko:
- Czekaj, co?
Zupełnie nie zwracałam na to uwagi. Biegłam przez korytarz stopniowo zwalniając tempo.
Targały mną najróżniejsze emocje. Byłam wkurzona i bliska płaczu. Ok nie jesteśmy parą i, powtórzę to po raz setny, nigdy nią nie będziemy, a to mnie zabolało.
Chociaż, właściwie czemu? Skoro nie chcę być jego dziewczyną to nie powinnam zwracać na to uwagi tylko olać. Jestem zazdrosna no! Kurcze czy ja mogę czuć coś do tego dupka?! Nienawiść na pewno...
Po jakiś dziesięciu, nie no dobra, pięciu minutach szukania dotarałam do upragnionej biblioteki. Już miałam chwycić za klamkę i otworzyć drzwi kiedy ktoś zrobił to za mnie. Uskoczyłam na bok i dostrzegłam szatyna wychodzącego z pomieszczenia.
- Ashley jak miło cię widzieć! - uśmiechnął się promiennie
- Hej... - odrzekłam oschle
- Coś się stało?
- Wszystko w porządku. - spróbowałam się uśmiechnąć, ale wyszedł grymas.
- Niestety mnie nie okłamiesz. Za długo cie znam. - co prawda to prawda
- Po prostu lubię dwólicowych ludzi!
- No dobra... - zmarszczył brwi - A co się stało?
- Charlie zachowuje się jakby nie był sobą. Przepraszam, ale nie mam nastroju ani chęci by o tym rozmawiać. - uciełam
- Dobrze rozumiem i nie naciskam.
- James? M... Mogę cię przytulić?
Nagle odczułam potrzebę bliskości z drugim człowiekiem. Chłopak uśmiechnął się, a ja wtuliłam się w niego zanim jeszcze rozłożył ręce do moich rozmiarów. Zaczął mnie głaskać po głowie. Tak, tego właśnie potrzebowałam. Męskiego ramienia. Może i to się wydawać dziwne, że zaraz po zdarzeniu w którym brała udział osoba rzekomej płci ja potrzebuje się do niej zbliżyć. Nawet nie wiem dlaczego, ale niektórych rzeczy nie da się wytłumaczyć.
Odkleiłam się od niego.
- Już lepiej? - spytał uśmiechając się do mnie życzliwie
- Tak dziękuję... I przepraszam.
- Jasne, tylko za co? - utkwiłam wzrok w podłogę - Bo się do mnie przytuliłaś? Przestan się wszystkim przejmować
.
- Spróbuje.
- Nie.
- Co?
- Nie próbuj.
- Aha no tak. Obiecuję.
- Ani nie obiecuj. - spojrzalam na niego podejrzliwie - Po prostu to zrób.
Po krótkiej pogwędce oddałam co miałam i ruszyłam pod klasę.
~Charlie~
- Kiedy dotrze do ciebie dotrze, że jesteśmy tylko przyjaciółmi?!
Chwilę się zawachałem.
- Czekaj... Co?
Blondynka jednak tego nie usłyszała, a przynajmniej nie zareagowała. Spojrzalem na swoich znajomych, którym zupełnie jak mnie brakowało języka w gębie. W końcu Matt rzekł:
- To biegniesz za nią czy ja mam to zrobić?
Przeanalizowałem tę informację i bez odpowiedzi ruszyłem jej śladem. Nogi zaprowadziły mnie pod szkolną bibliotekę. Nie myliły się zresztą. Stałem na bezpiecznej odległości przypatrujac się wtulonym nastolatkom. Normalnie wyglądali jak para. Zupełnie nie rozumiem Ashley, ale jak to Leondre powiedział:
"Kobieta nie jest maszyną, którą możesz rozłożyć na części i sprawdzić co ma w środku. Ewentualnie wprowadzić poprawki, naprawić to co się zepsuło. "
Nie wiem co mam o tym myśleć. Najpierw robi awanturę, że Ruth pocałowała mnie w policzek, a teraz tuli się do Jamesa.
Kiedy się rozeszli uczyniłem to samo. Wszedłem do klasy. Blondynka siedziała w ławce pod oknem i gadała z jakąś dziewczyną. "Lepiej być nie mogło." - pomyślałem i podszedłem do niej.
~Maggie~
Wpadłam do pokoju słysząc dźwięk mojego telefonu. Rzucilam się na niego i spojrzalam na wyświetlacz - Leo xx
Odebrałam.
- Hej księżniczko jak się spało?
- A no dobrze, dobrze.
- Dzięki mi też. - wybuchłam na to śmiechem - Joey będzie przejeżdżał obok szkoły...
- No to świetnie. - odparłam pełna podejrzeń
- A na dodatek mówi, że mnie odwiezie... Ale jest jeden warunek... Musisz jechać z nami. - parsknęłam śmiechem - To co?
- No nie mam wyboru. Jadę.
Pożegnałam się z chłopakiem i pomalowałam drugie oko. Po piętnastu minutach samochód zajechał pod dom. Samochód moich snów, czyli czerwone Audi. Poranne słońce i lśniące auto na tle domów wyglądało naprwadę pięknie.
- Wow. Joey jakie auto! - powiedziałam nie ukrywając entuzjazmu
- Dziękuję. - odpowiedział z nutką nieśmialości w głosie. - To gdzie jedziemy?
Spojrzałam na niego zdziwiona. Wydawało misię zrozumiałe, że do szkoły. No i ponownie otworzyłam usta, ale nie zostałam dopuszczona do głosu.
- To najpierw do centrum handlowego, a potem może na lody. - odezwał się Leo
- Nie no żartowałem. - po tych słowach oboje wybuchnęli nieoczekiwanym śmiechem. Patrzyłam się na nich jak na idiotów. Joey otarł aktorsko łezkę po czym rzekł:
- To co centrum?
- Tak.
No super, a ja? Hello czy ja jestem w tym samochodzie?
- O czym wy mówicie?
- Jesteś tu w ogóle?
- No właśnie mam co do tego wątpliwości.
- W takim razie zabieram cie na randkę. - wytłumaczył mi mój chłopak
- Innymi słowy wagary. - sprostował kierowca
- Leondre no fajnie, że pytałeś mnie o zdanie.
- Maggie zgódz się. Nie musisz mieć samych piątek i wzorową frekwencję.
- No i nie mam.
- Przepraszam. No i jedną czwórkę.
- Ehhh... - odwróciłam się do okna.
Brunet złapał mnie za kolano. Przyjemny dreszczyk.
- Pójdziesz ze mną? - szepnął mi do ucha po czym pocałował mnie w skroń. No to mnie ma. Maggie będziesz tego żałować.
- Dobrze. - czy ty liczysz się w ogóle ze swoim głosem wewnętrznym?!
Brunet od razu się poderwał. Wziął moją twarz w dłonie i pocałował w usta.
- Nie pożałujesz! - a o tym to się dopiero przekonamy.
~*~
Joey wysadził nas tuż przy wejściu.
- Nadal nie wiem czy to dobry pomysł. - powiedziałam nie pewnie wchodząc do budyku.
- Dobry! - złapał mnie za rękę - Choć raz posłuchaj swojego chłopaka.
Tylko czy to musi być akurat TEN raz? Mam dziwne wrażnie, że będę tego żałować. Nie jestem buntowniczką i nigdy nią nie będę. Skoro tak twierdzisz to co robisz teraz w centrum handlowym zamiast nudzić się słuchając wywodów pani od biologi jaki to ślimak jest ważny.
- Będe mieć wyrzuty sumienia. - powiedziałam jakby do siebie z opuszczona głową
- Przestań się tak zamartwiać. - Chłopak przystanął na chwilę i spojrzał mi głęboko w oczy. Jak to możliwe, że mogę się w nich zatracić i zupełnie zapomniec gdzie się aktualnie znajduję? Nie wiem tego, ale zmienić nie chcę. - Spórz na to z innej strony. Jesteśmy w centum handlowym w którym nie ma żywej duszy. - rozejrzałam się. Dopiero teraz zauważyłam pojedyńcze osoby króre co chwila znikały w innym sklepie. Ewentualnie pracowników ochrony. Leondre trochę przesadził, ale mniejsza. Zresztą nie ma co się dziwić, że ich nie widziałam.
Trudno
jest dostrzec cokolwiek. kiedy patrzysz tylko pod nogi, by się nie
potknąć.
-
Możemy robić co nam się żywnie podoba! - ciągnął dalej - Nikt
nas tu nie widzi. Jeden dzień bez szkoły nie będzie dniem
straconym. - powiedział przesadnie poważnym głosem na co się
zaśmialam. - Możemy iść do kina i co pięć minut zmieniać
miejce. Zamówić w kawiarni wszystkie ciastka i napoje bez wrogiego spojrzenia
innych klijentów. Biegać po
budynku nie bojąc się, że na kogoś wpadniemy. Nawet urządzic
imprezę na holu! - parsknęłam śmiechem. Przybliżył się do mnie
i pocałował w czoło. - Nic się nie stnie. Robimy sobie po prostu
dzień przerwy.No nic. Leondre mnie przekonał. Nie ma co dużo mówić. W tej sytuacji złotego środka brak! Tak, brak.
- OK. - pocałowałam go w usta
Po dwudziestu minutach siedzieliśmy już w sali kinowej na jakimś ponoć mega strasznym horrorze. Tak jak brunet planował zmienialiśmy miejsce co pare minut. Ostatecznie siedziałm chyba na wszystkim na czym tylko można było w tej sali usiąść.
Kino opuściliśmy śmiejąc się ze "strasznych" scen z filmu.
- To co idziemy na zakupy? - spytałam
- Czego sobie życzysz mademoiselle. - powiedział z francuskim akcentem i pocałował delikatnie, a przy tym aktorsko moją dłoń.
Skierowaliśmy się do kolejnego sklepu. Przeglądałam właśnie siedemsetny wieszak w pięćdziesiątym sklepie, kiedy zakręciło mi się w głowie. Momentalnie zrobiło mi się słabo, a powierze tak jakby ode mnie uciekło. Czułam się jak podczas wspinaczki na wysoką górę, kiedy to powietrze robi się coraz rzadsze, a ty nie masz czym się zaciągnąć. Oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Oparłam się o ścianę i starałam unormować oddech.
- Leoo... - zawołałam ostatkiem sił. Niestey był to tylko ledwo słyszalny nic nie znaczący dźwięk.
Osunęłam się na ścianę. Złapałam tylko za jakąś kurtkę wieszącą na wieszaku by się podepszeć. Ubranie z niego spakdło, a hak tylko się zakręcił i upadł na ziemię. Przed oczami zaczęły się pojawiać czarne plamki, a ja z wolna traciłam przytomność. Widziałam jeszcze tylko niewyraźnego Leo próbującego w jakiś sposób mi pomóc i stojącą w oddali kobietę. Dzwoniła przez telefon chodząc w kółko.
~Leondre~
Odwróciłem się dosłownie na chwilkę. Spadł wieszak. Nic dziwnego w miejscu gdzie jest ich tysiące. Znalazłem idealną koszulkę dla mojej księżniczki. Odwróciłem się by jej ją pokazać, a zobaczyłem niemalże leżącą na ziemi Mag. Wyglądała strasznie. Brała głębokie wdechy, a przynajmniej się starała. Czułem, że za chwilę straci przytomność. Rozejrzałem się do okoła szukając pomocy. Na szczęście sąsiedni wieszak przeglądała na oko czterdziestoletnia kobieta.
- Proszę zadzwonić na pogotowie! - krzyknąłem do niej, a sam kucnąłem obok brunetki.
Najgorsze uczucie na świecie to gdy chcesz pomóc a nie wiesz jak.
Dziewczyna wskazała ręką na leżącą obok jej torebkę.
- Po... Po...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Na wstępie mam do was jedną prośbę. A mianowicie tak jak pisałam na górze - zostaw po sobie znak. Ja naprawdę nie oczekuję eseju tylko kropeczki.Chcę wiedzieć, że kogoś interesuje ten blog i, że czyta. Tobie zajmie to zaledwie parę sekund, a mi sprawi ogromną radość.
Zrób to dla mnie, proszę.
Rozdział nie jest najgorszy, ale najlepszy też nie.
Znowu późno, ale przynajmniej jest.
Dziękuję za karzdy komentarz <3
Kocham Was ~ Maggielenka
Znowu późno, ale przynajmniej jest.
Dziękuję za karzdy komentarz <3
Kocham Was ~ Maggielenka